Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, chcę wierzyć — rzekł emir — i postawię ci tylko jedno pytanie. Czy przyznajesz, że to wszystko prawda, co wam opowiedział effendi?
— Tak jest, to wszystko prawda!
— Więc powstań! Będziemy mieli litość nad tobą. Ale spodziewam się, że potem na inne pytanie odpowiesz równie otwarcie.
— Jakie pytanie? Powiem wszystko.
— Dowiesz się o tem. Nie powinieneś dłużej przestawać z tymi zatwardziałymi grzesznikami. Usiądź obok kajuty, ale nie ruszaj się z miejsca.
Zrozumiałem zamiar emira. Chciał on sternika trzymać zdala od reisa, aby go namowami lub groźbami nie skłonili do odmówienia spodziewanego jeszcze zeznania. Teraz kazał reis efiendina wyszukać trzy lampy i zeszedł z muhamelem[1] i „ulubieńcem“ do wspomnianego już otworu.
Widziałem, że reis zacisnął wargi, ale nie tyle z bolu, jaki mu sprawiły baty, ile raczej z obawy przed odkryciem, którego należało się spodziewać. Nie mogłem wprost już patrzeć na tego człowieka. Zbrodniarz młodociany z pewnością wzbudzi w nas litość, lecz jeśli człowiek stary, jedną nogą już w grobie stojący, grzeszy z samego upodobania w złem, nie zasługuje na nasze współczucie. Chrześcijanin osądzi go może łagodniej, obywatel jednak i psycholog musi o nim wypowiedzieć sąd ostry. Poszedłem na tył okrętu do sternika. Wyciągnął on do mnie rękę i powiedział:
— Effendi, dziękuję ci, że przemawiałeś za mną. Jestem krewnym reisa i nie mogłem odejść od niego. Nie chciałem ci wyrządzić nic złego i dlatego milczałem na wszystko.
— Lecz musisz uznać, że milczenie twoje było grzechem a nawet zbrodnią.

— Effendi, moje słowo żadnegoby skutku nie odniosło. Czyż miałem reisa zdradzić dla ciebie?

  1. Sternikiem.