Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/144

Ta strona została przepisana.

tylko zobaczysz że nikt nie patrzy w tę stronę, wbiegniesz na schody.
— Tak, tak, effendi! Jakie dzięki...
— Nie gadaj nic, raczej działaj. Niechaj Allah osłania twą ucieczkę i nie pozwoli ci zejść znów na bezdroża.
— Nigdy już nie popełnię nic złego, effendi. Nikt z muzułmanów nie byłby się ulitował nademną, a ty, który jesteś chrześcijaninem...
Nie słyszałem nic więcej, gdyż odszedłem od niego ku masztowi i tam zacząłem wypytywać hadżi emira o „Sokoła“. Byli tak zachwyceni zaletami tego statku, że zaczęli mówić do mnie wszyscy naraz. Kiedy zaś oznajmiłem im, że pojadę z nimi, stłoczyli się dokoła mnie tak, że sternik miał sposobność do ucieczki. Widziałem go śpieszącego po schodach i znikającego poza dymem, wychodzącym z miski smolnej. Gdyby mi był kto w owej chwili powiedział, że wkrótce sternika spotkam i to nie u Beduinów w Uelad-Ali, lecz w Sudanie, nie byłbym chyba uwierzył.
Teraz powrócił emir z obydwoma towarzyszami. Obawiałem się już, że najpierw będzie szukał sternika i przedwcześnie odkryje jego ucieczkę, ale na szczęście przyszedł prosto do nas i zwrócił się do reisa:
— Najpierw załatwię jeszcze jedną sprawę uboczną. lle ten emir zapłacił za przewóz?
— Sto piastrów — twierdził stary, zuchwały grzesznik jeszcze teraz.
— A jednak effendi mówi o trzystu, z czego wynika, że ty podajesz o dwieście mniej. Jeden z was chce mnie oszukać, ale w tym wypadku ja jemu wierzę, nie tobie. Wolę przypuścić, że emir omylił się o dwieście. To wynosiłoby pięćset, które mu wypłacisz natychmiast.
— To oszustwo, najoczywistsze oszustwo! — krzyknął starzec, lecz poczuł natychmiast bicz „ulubieńca“ na grzbiecie, co skłoniło go do oświadczenia, że zgadza się na wypłatę.