Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/148

Ta strona została przepisana.

oraz skrzynię blaszaną, u której wisiały dwie kłódki. Reis miał klucze do niej przy sobie. Gdy ją otworzył, pokazało się, że zawierała kilka tysięcy talarów Maryi Teresy. Emir sięgnął ręką bez ceremonii i odliczył pewną sumę, którą mi potem podał, mówiąc:
— Oto masz, effendi, twoich pięćset piastrów.
— Ależ to o wiele więcej, aniżelim zapłacił! — odrzekłem, i bynajmniej nie miałem zamiaru tej kwoty sobie przywłaszczyć. — Talar znaczy tu...
— Milcz! — przerwał mi. — Ja to lepiej rozumiem od ciebie. Ten reis, handlujący niewolnikami, ma pieniądze przeznaczone na zakupna w Sudanie, gdzie talar ma wartość dziesięciu piastrów. Dlatego właśnie liczę wedle tamtego kursu i daję ci pięćdziesiąt talarów, czyli pięćset piastrów.
— Ależ moja opłata nie wynosiła pięciuset piastrów, lecz...
— Cicho! — przerwał mi znowu. — Wiem bardzo dobrze, co czynię. Biada temu, kto krzywdzi innych! Oto zasada, w myśl której zawsze postępuję.
Musiałem milczeć i przystać na jego sposób liczenia. Twierdzenie jego co do wartości talarów Maryi Teresy było całkiem fałszywe, gdyż przeciwnie pieniądz ten ma w Sudanie wyższą wartość, aniżeli w Kairze. Powinienbym dostać właściwie znacznie mniej nawet w tym wypadku, gdyby Murad Nassyr zapłacił był za mnie pięćset piastrów. Kiedy pieniądze wsunąłem do kieszeni, złożył stary reis ręce jak do modlitwy, podniósł oczy w górę i westchnął:
— O Allah! Losy, które zsyłasz na swoich wiernych, są czasem ciężkie, bardzo ciężkie, ale ty mi je wynagrodzisz kiedyś wiecznemi rozkoszami raju.
— Harapami będą cię tam ćwiczyli, tylko że plagi będą nieco silniejsze, niż te, któreś dziś odemnie otrzymał — huknął emir na niego. — Będziesz cierpiał, jak jeż przenicowany, któremu kolce wbijają się we własne ciało. Kto porywa ludzi i handluje niewolnikami, tego po Śmierci czeka tylko piekło.