Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/15

Ta strona została przepisana.

Napis więc był w czterech językach: angielskim, francuskim, włoskim i arabskim; czwarty wiersz napisany też był literami arabskiemi. Stanąłem w celu przyjrzenia się temu domowi. Powierzchowność jego nie wyglądała wcale ponętnie, lecz pociągał mię ku niemu wyraz „piwo*. W domu tym nie było drzwi, ani okien. Zamiast nich, frontowa strona budynku zaopatrzona była w dziesięć mocno popękanych słupów drewnianych, dźwigających górną część ściany. Słupy owe stanowiły więc jedyną przegrodę pomiędzy mieszkaniem a ulicą. W głębi widać było kilku gości, siedzących na rogożach z sitowia, lub na drewnianych sprzętach, raczej do tortur podobnych, aniżeli mających być zapewne stołkami. Jeden z siedzących, jakiś spotniały grubas, spostrzegłszy moje wahanie, skinął na mnie obydwoma rękami, a uśmiechnąwszy się nader uprzejmie, zawołał:
— Gel czelebi, gel czelebi, gel czelebi! Arpa suju pek eji, pek eji! Chodź pan! Piwo tu bardzo dobre, bardzo dobre!
Mówił to po turecku, a więc domyślałem się, że jest Osmanlim. Widząc, żem niezbyt skwapliwy na jego wezwania, wyciągnął ku mnie flaszkę, trzymaną w lewej ręce, a prawą jął na mnie kiwać zachęcająco i tak zawzięcie, że trójnóg, służący mu za siedzenie, a podobny do stołka szewskiego, zachwiał się od ruchu tego i ciężkie beczkowate ciało grubasa z wieki łoskotem zwaliło się na ziemię.
— O jarik! o gekim! o babalarim! o tenim! o azalarim! o bukalim! O biada! o nieba! o ojcowie moi! o moje kości! o flaszko! — stękał, nie wypuszczając z ręki flaszki, lecz nie czyniąc też wysiłku w celu powstania.
Przyskoczyłem doń i na razie zdołałem tylko stwierdzić, że tylko rozpaczliwy zwrot do flaszki był uzasadniony; rozbiła się o jeden ze słupów i w ręku grubasa tkwiła zaledwie jej część górna — próźżna szyjka, zawartość zaś cała wylała mu się na twarz i odzienie. Towarzysze grubasa patrzyli na ten wypadek