Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Wolę pokład okrętowy, aniżeli ciasny przedział wagonu. Tu siedzi się na rogoży albo na poduszce z fajką w ręku, mając wonną kawę przed sobą. Rzeka szeroka przeszło dwa tysiące stóp, rozlewa się przed oczyma, jak jezioro prawie bezbrzeżne. Widok taki podnieca wyobraźnię, która się przenosi na południe, aby je sobie zaludnić olbrzymimi obrazami ze świata roślinnego i zwierzęcego. Wiatr północny wydyma żagle, majtkowie siedzą tu i ówdzie i śpią, lub patrzą bezmyślnie przed siebie, albo wreszcie zabijają czas dziecinną zabawą. Oczy podróżnego zaczynają się nużyć; nie śpi jednak, tylko zaczyna marzyć i marzy, dopóki nie zabrzmi okrzyk: „Do modlitwy wierni!“ Na to hasło klękają wszyscy, pochylają się wedle Kiblah i wołają: „Świadczę, że niema żadnego Boga, prócz Boga; świadczę, że Mahomet jest wysłańcem Boga!“ Następnie znowu śpią, dopóki reis nie wyda komendy, albo spotkany statek lub tratwa nie zwróci ich uwagi na siebie.
Tratwy te o tyle są interesujące dla obcych, że nie składają się z pni, belek i t. p., lecz z dzbanów na wodę. Egipcyanin nie pije innej wody, jak tylko z Nilu, i czerpie ją porowatymi dzbanami. Nieczystość osadza się na ich dnie, a przez pory wydobywa się wilgoć, która parując, ochładza wodę znajdującą się wewnątrz, do temperatury niższej, niż rzeczna. Woda ta ma smak bardzo przyjemny i kto raz się do niej przyzwyczai, woli ją, aniżeli źródlaną z oaz. Dzbany wspomniane wyrabiają w Ballas na lewym brzegu Nilu i dlatego nazwano ballasi. Ze sznurów plecie się długie prostokątne sieci, w których oka wstawia się dzbany. Ponieważ naczynia te są próżne, unoszą się razem z siecią na wodzie. Na taki pokład kładą drugą podobną warstwę i tratwa jest już gotowa.
Urodzajność Egiptu zależy od wylewów Nilu, który wzbiera w pewnych porach roku i równie regularnie opada. Im większy wylew, tem lepsze zbiory. Ażeby wodę doprowadzić jak najdalej, pokopano kanały.