Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Europejczyka. Chcąc więc jego wiedzę choć w części wzbogacić, odpowiadałem na każde jego pytanie szczegółowo i stąd poszło, że mnie zaczął uważać za chodzącą mądrość i za wszechwiedzę, czem niestety nie jestem. Pomimo całego tego poważania i uczuć przyjaznych, jakie żywił dla mnie, zachowywał się jednak wobec mnie z rezerwą, właściwą mieszkańcom Wschodu, a odpowiadającą, jak sądził, jego wysokiej randze. Jako reis effendina, uważał siebie za wyższego ode mnie dlatego, że nie posiadałem rangi wojskowej, ani jakiejkolwiek innej. Nic też dziwnego, że mu wielką przyjemność sprawiała moja skromność w obcowaniu. Odpłacał mi to przychylnością i zaufaniem, które tylko wtedy zmieniało się w coś przeciwnego, kiedy zacząłem go wypytywać o Chartum i o prawdziwy cel jego podróży. Nie mogłem jednak brać mu tego za złe, gdyż wchodziły tu może w grę tajemnice urzędowe. Mimoto zdawało mi się, że milczenie zachowywał nie tyle z obowiązku, ile z pobudek osobistych. Nie bardzo mi to było przyjemnie, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać.
Ponieważ chciałem dotrzymać słowa swemu grubemu przyjacielowi Muradowi Nassyrowi i czekać na niego w Sijut, musiałem rozstać się z emirem. Murzynięta zostały pod jego opieką na statku, ponieważ jemu łatwiej było zawieść je z powrotem do ojczyzny. Dla mnie byłoby to może, a nawet prawdopodobnie wcale niemożliwem. Kiedy się z niemi żegnałem, przyczepiły się do mnie i nie chciały zostać na statku. Łzy ich osuszyłem jedynie przyrzeczeniem, że wkrótce podążę za niemi. Dwaj majtkowie wzięli moje rzeczy, a emir odprowadził mnie do miasta. Kiedy go zapytałem, gdzieby się najlepiej było umieścić, odpowiedział mi:
— Gdzieżby, jeśli nie u baszy? Taki człowiek, jak ty, może mieszkać tylko u najwyższego dostojnika.
— A czy sądzisz, że przyjmie mnie chętnie?
— Oczywiście, zwłaszcza, kiedy cię sam do niego przyprowadzę i jemu polecę. Przyjmie cię, jak dobrego znajomego i przyjaciela.