Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Gburowatość wzbudza uszanowanie. Reis effendina wiedział o tem widocznie, więc odpowiedział mu szorstko:
— Tego nie potrzeba. Ale jak możesz polecać strażnikowi, żeby ode mnie żądał bakszyszu?
— Czyżby on się na coś podobnego odważył? — zapytał czarny z przestrachem. — Panie, ja nie nakazałem mu tego. Allah mi świadkiem!
— Milcz! Ja wiem, że rozkazujesz tym ludziom żądać napiwków, a potem dzielisz się z nimi.
— Powiadomiono cię fałszywie. Na dowód, że mówię prawdę, każę dać bastonadę temu zbrodniarzowi.
— Obejdzie się, gdyż sam g0 już ukarałem, a jeśli chcesz się z nim podzielić, to każ mu, ażeby ci oddał to, co otrzymał ode mnie. Oznajmij mnie baszy, panu swojemu.
— Wybacz, że nie mogę tego uczynić, gdyż wysoki władca pojechał z wielkim orszakiem do oazy Dachel.
— Kiedy powraca?
— Może upłynąć z tydzień, zanim oczy służby doznają szczęścia oglądania jego oblicza.
Uważałem tego czarnego za jakiegoś uprzywilejowanego sługę z powodu jedwabnego ubrania, jakie na sobie nosił, lecz poznałem omyłkę, słysząc słowa, które emir do niego wyrzekł:
— Więc wydam ci rozkazy, które dałby ci on, jako swemu dozorcy domu. Ten pan jest bardzo uczonym i dostojnym effendim z Frankistanu i chce przez kilka dni zabawić w Sijut. Miałem zamiar polecić go baszy, jako gościa; ponieważ jednak baszy niema w domu, polecam ci starać się o niego tak, jak gdyby był krewnym twego pana.
Ten murzyn piastował więc niemały urząd marszałka domu. Zmierzył mnie niezbyt przychylnem spojrzeniem i odrzekł emirowi:
— Stanie się wedle twej woli, o panie! Wyznaczę