było, to cała historya nie była warta takiego lamentu. Stracił przytomność. Miałem przy sobie flaszeczkę amoniaku, jako jedynego środka przeciw ukąszeniom owadów na południu, otworzyłem ją i przysunąłem mu do nosa. Chłopak poruszył się, kichnął i otworzył oczy. W tej chwili objęła go matka za głowę i zapłakała głośno z radości, ojciec zaś złożył ręce i zawołał:
— Dzięki Allahowi! Śmierć umknęła a życie powraca.
— Wraca, wraca. Allah, Allah! — wołali drudzy,
Wezwałem starca, ażeby zabrał żonę, ponieważ mi przeszkadza i wtedy zbadałem dokładnie ranę. Czaszka była nienaruszona, tylko w głowie huczało mu potężnie. Zażądałem materyi do obwiązania rany; przyniesiono mi ją natychmiast. Wymywszy niewielką ranę, obwiązałem czoło chustą i oświadczyłem, że choremu nie trzeba nic prócz spoczynku i że jutro będzie mu zupełnie dobrze. Radość rodziców była ogromna, gdyż ranę uważali za niebezpieczną, a omdlenie nawet za śmierć.
— Jak mam ci to wynagrodzić, effendi? — zawołał starzec. — Gdyby nie ty, dusza mojego dziecka nie powróciłaby do ciała.
— Mylisz się. Syn twój byłby się zbudził o pięć minut później i oto wszystko.!
— Nie, nie! Ja ciebie nie znam, gdyż nigdy cię nie widziałem. Musisz tu mieszkać niedługo. Powiedz mi, w którym domu mamy cię szukać, gdyby się stan syna pogorszył?
— Dopiero dziś tu przybyłem i nie wiem, gdzie będę mieszkał. Zresztą mam zamiar tylko kilka dni tu zabawić.
— Więc zostań u nas, effendi! Bądź naszym gościem; mamy dla ciebie dość miejsca.
— Nie mogę przyjąć tego zaproszenia, bo nie wiecie kim i czem jestem. Jestem mianowicie chrześcijaninem.
— Chrześcijaninem, chrześcijaninem! — rzekł starzec, przypatrując mi się z pełną szacunku ciekawością.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/162
Ta strona została przepisana.