Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/165

Ta strona została przepisana.

kształtnego marszałka. Gdybym był poprzednie mieszkanie trochę wcześniej lub później opuścił, nie byłbym spotkał rannego i byłbym musiał wyszukać sobie mieszkanie w mieście.
Gospodarz wrócił niebawem. Przyniósł mi fajkę i chcąc mię uczcić, sam ją zapalił. Potem przyszli służący i przynieśli obie strzelby, oraz resztę mojej własności. Jeden z nich oznajmił mi:
— Efendi, musieliśmy marszałkowi powiedzieć, gdzie się znajdujesz. Skoro usłyszał, że jesteś słynnym lekarzem, posiadającym flaszeczkę życia, żal mu się zrobiło, że był wobec ciebie niegrzecznym i prosi cię, żebyś go przyjął u siebie. Jest on bardzo chory a lekarze nasi przepowiedzieli mu, że pęknie, więc marszałek uznaje, że Allah zesłał ciebie, jako jedynego, który mu może pomódz.
— Dobrze; powiedzcie mu, że może przyjść.
Nie myślałem pamiętać o niegrzeczności czarnego grubasa i nie odmówiłem mu teraz przyjęcia. Co więcej, wyobraziłem sobie, że okropna jego choroba dostarczy nam materyału do bynajmniej nie tragicznej rozmowy. Nie kazał też czekać długo na siebie. Poczułem prawie litość na widok miny przygnębienia, z którą się zbliżył.
— Effendi, przebacz! — błagał. — Gdybym był przeczuł, że jesteś takim...
— Nie mów dalej! — przerwałem mu. — Nie mam ci nic do przebaczenia. Reis effendina nie był odpowiednio uprzejmym i on to błąd popełnił.
— Jesteś bardzo łaskawy! Czy mogę usiąść obok ciebie?
— Proszę cię nawet.
Usiadł naprzeciwko mnie i koniuszego i w tej pozycyi olbrzymie rozmiary jego ciała uwydatniły się jeszcze lepiej. Był on o wiele grubszy od mego tureckiego przyjaciela, Murada Nassyra. Oddechał charcząc niemal, policzki wyglądały jak napełnione torby, a cała twarz była tak obficie nakrwiona — widać to było