Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/166

Ta strona została przepisana.

pomimo czarnej barwy skóry, — że należało spodziewać się, iż apopleksya położy kres jego życiu, jeśli przedtem jeszcze nie umrze na zaburzenia w trawieniu. Kiedy spostrzegł, że mu się przypatruję uważnie, rzekł z westchnieniem:
— Mylisz się, effendi. Nie jestem tak zdrów, jak sądzisz. Tłustych uważają zwykle za zdrowych.
— Ja nie. Lekarze Frankistanu wiedzą niestety dobrze, że ludzie otyli są bliżsi grobu, niż chudzi.
— Niech mnie Allah ochroni! Powiedz mi prędzej, jak długo mam jeszcze żyć?
— Kiedy jadłeś dziś poraz ostatni?
— Dzisiaj rano.
— A kiedy znowu jeść będziesz?
— W południe za pół godziny.
— A co jadłeś dziś rano?
— Bardzo mało; tylko kurę i połowę czombra baraniego.
— A co masz jeść na obiad?
— Także bardzo mało; drugą połowę czombra i pieczoną kurę z kupką prażonego ryżu, nie większą od turbana. Do tego potem jeszcze tylko rybę na cztery dłonie długą i gotowane mleko.
— W takim razie obawiam się, że nie doczekasz dzisiejszego wieczoru.
— O nieba! Czy ty mówisz prawdę, effendi?
— Tak, mówię zupełnie poważnie. Gdybym ja zjadł tylko czwartą część tego, co wymieniłeś, obawiałbym się, że pęknę.
— Tak, ty! Ale jest różnica, między twoim brzuchem a moim. Do mego wejdzie sześć razy więcej, aniżeli do twego.
— O nie! Sądzisz może, iż brzuchy to puste beczki? Sprowadziłeś jedzeniem nie tylko grubość, lecz i chorobę. Słyszę, że cierpisz na żołądek.
— Dobrze ci powiedziano. Boleści tych znieść niepodobna.
— Czy możesz mi je opisać? Gdzie boli?