Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/167

Ta strona została przepisana.

— Tu — odpowiedział, przykładając rękę do brzucha w okolicy żołądka.
— Jaki to ból? Zapewne cię kłuje?
— Nie. Ból polega właśnie na tem, że nic nie czuję, jak gdybym nie miał nic w brzuchu.
— Ach, tak, rozumiem! Kiedy cię te boleści nachodzą? Regularnie, czy nie?
— Bardzo regularnie, zawsze na krótko przed obiadem tak, że muszę jeść natychmiast.
Z trudem tylko zdołałem śmiech stłumić i rzekłem z miną bardzo poważną:
— To rzeczywiście bardzo, bardzo niedobra choroba!
— Czy śmiertelna? — zapytał z trwogą.
— Bezwarunkowo, jeśli się nie zaradzi.
— Powiedz mi prędko, czy zdołasz mi pomódz? Wynagrodzę cię złotem.
— Wyleczę cię zadarmo. Kiedy się zna nazwę choroby i odpowiedni środek, bardzo łatwo zaradzić.
— Jak się nazywa moja choroba?
— Francuzi nazywają ją faim, anglicy zaś hunger lub appetite, a tutejsza nazwa niepotrzebna ci wcale.
— Nie chcę jej znać, jeśli tylko zdołasz mi wymienić odpowiedni Środek.
— Znam go.
— To powiedz, ale prędzej. Jestem marszałkiem dworu baszy i mam podostatkiem pieniędzy.
— A ja ci powtarzam, że nie przyjmę zapłaty. Mimoto chcąc wyzdrowieć, musisz sięgnąć do kiesy. CO radzili ci tutejsi lekarze.
— Nakazali mi post. Powiadają, że mam słaby żołądek.
— Głupcy! Właśnie przeciwnie, bo masz żołądek silny. My lekarze nazywamy tę słabość żołądkiem nosorożczym lub hipopotamim i dlatego nie wolno ci cierpieć głodu, owszem musisz jeść i to dużo.
Na twarzy jego odbił się zachwyt, klasnął tłustemi rękoma w szerokie kolana i zawołał: