Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/17

Ta strona została przepisana.

szalwar[1], kamizelkę i krótki kubaran[2] ze stojącym kołnierzem, chustkę pod kołnierzem od koszuli, na głowie fez, szal na biodrach i był w lekkich trzewikach. Jednakowoż gdy moja odzież miała barwę przeważnie szarą, jego była ciemno-niebieska, ozdobna złotymi galonami i sznurami. Wogóle wyglądał na człowieka, który nie potrzebuje liczyć się zbytnio z zawartością swojej sakiewki.
Obmacawszy się z tyłu i z przodu, od góry i od dołu i przekonawszy się, że nic mu się w tym wypadku nie uszkodziło z wyjątkiem kilku osmalonych włosów w wąsie, wypogodził oblicze i wyciągając do mnie rękę do uścisku, rzekł serdecznie:
— Allaha szike, szagh im! Bu wakyt n’asl idiniz. Dzięki Bogu, zdrów jestem! Co się z panem w ostatnich czasach działo?
— W ostatnich czasach? — zapytałem zdumiony. — Znacie mnie, jak widzę...
— A pan mnie nie?
— Rzeczywiście, nie mogę sobie przypomnieć.
— Wierzę, gdyż nie mówiłeś pan ze mną wówczas. Usiądźmy! Pewnie się pan piwa napijesz. Zapraszałem pana; musisz pan zrobić mi grzeczność i być moim gościem.
Usiadł na pewniejszym stołku, zaś ja naprzeciw niego. Co za przypadek! Zaledwie w Kairze pył strzepałem z obuwia z Dżebel Abu Tartur, gdy oto spotykam człeka, który mię znał i widocznie niezłe miał o mnie wyobrażenie. Wysoce mię zaciekawiło, kim był Turek i gdzie mnie widział.
— la walad, dżib sziszaten! Hej, chłopcze przynieśno dwa nargile! — zawołał poza siebie.

Wezwany murzynek zbliżył się bojaźliwie i postawił nargile, trzymając przytem głowę w takiej odległości, aby jej powtórnie ręka grubasa nie dosięgła. Ale spostrzegłszy, że Turek nie gniewa się na jego widok, nabrał

  1. Szarawary.
  2. Bluza.