Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/181

Ta strona została przepisana.

jednak widok tego łakomstwa, odkroiłem przeto kawał nogi pieczonego jagnięcia i włożywszy w usta pierwszy kęs, przybrałem minę tak rozanieloną, że grubas nie mógł już dłużej wytrzymać. Odmówił wprawdzie, kiedy go koniuszy poprzednio do stołu zapraszał, znalazł jednak sposób naprawienia poprzedniego błędu. Zwrócił się mianowicie do mnie, mówiąc:
— Effendi, żołądek znów zaczyna mnie boleć. Znowu ta straszna próżnia.
— Więc musisz jeść.
— A zatem daruj, że się oddalę!
— Nie, na to on nie pozwoli — wtrącił koniuszy. — Zato pozwoli ci jeść z nami,
— Jeśli tak, to przy was usiądę. Jadłem już w domu, więc teraz tylko trochę skosztuję.
Użył słowa arabskiego „dah“, znaczącego tyle, co kosztować, próbować, przyznam jednak, że byłem ciekawy tego kosztowania. Przeniósłszy swoją poduszkę i usiadłszy przy nas, oderwał, nie używając noża, drugą nogę jagnięcia i chciał ją już włożyć do ust, kiedy naraz zatrzymałem jego rękę i rzekłem:
— Wstrzymaj się! Czy chcesz umrzeć?
— Umrzeć? Nie, tego Allah nie dopuści! Dlaczego mnie o to pytasz?
— Przed jedzeniem masz siedm razy skłonić się w stronę Mekki. Rozumiesz?
— Ależ ja nie chcę jeść, tylko trochę skosztować!
— To wszystko jedno, czy jesz dużo, czy mało. Co lekarz przepisał, to należy ściśle wykonywać.
— Masz słuszność, effendi. Idzie tu o moje życie, więc będę i muszę być posłuszny.
Powstał, zwrócił się w stronę Mekki i, trzymając w ręku kapiącą od tłuszczu nogę jagnięcia, wykonał siedm głębokich pokłonów. Potem usiadł i zaczął kosztować, jeśli to jednak miało być kosztowaniem, chciałbym widzieć, jak wygląda w takim razie jedzenie. Poszło mi tu tak samo, jak z moim grubym przyjacielem Muradem Nassyrem w Kairze. Zanim spożyłem