Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Usiłowania tego nikt nie zauważył, a ponadto siedziałem na siodle za przykładem myśliwców preryowych, w ten sposób, że nogi miałem podane w tył, a korpus cały pochylony naprzód. Nie przedstawia ta pozycya zbyt pięknego widoku, ale jest wygodna dla jeźdźca, a przenosząc ciężar ku przodowi ciała końskiego, zapewnia koniowi znacznie większą swobodę ruchów. Reszta towarzyszy siedziała po arabsku dumnie i prosto z wyjątkiem marszałka. Zdawało się więc wszystkim, że są lepszymi jeźdźcami ode mnie. Selim jeździł nieźle i miał niezłego konia, więc nic dziwnego, że na mnie trochę z góry spoglądał. Kiedy zaczęliśmy cwałować, chciał mój ogier rozwinąć całą swą rączość, powstrzymałem go jednak i z tego powodu zostałem z Selimem w tyle. Obydwaj parobcy mieli jechać wprawdzie za nami, zniecierpliwili się jednak dość prędko, minęli nas i popędzili naprzód.
— Prędzej, prędzej, effendi! — zawołał Selim do mnie. — Musimy ich doścignąć, bo nas wyśmieją.
— To niemożebne, bo spadnę — odpowiedziałem.
— Allah, Allah! Jak możesz mówić coś podobnego? Zawstydzasz mnie najokropniej. Ci ludzie mogą pomyśleć, że nie umiem jeździć konno, a przecież jestem najśmielszym jeźdźcem ze wszystkich plemion pustyni. Niestety muszę zostać przy tobie, lecz za to przynajmniej widzisz, że bez mojej opieki zeszedłbyś tutaj na marne.
— Tak. Muszę to przyznać niestety.
— Słusznie, bardzo słusznie! Powiedz to memu panu, kiedy tutaj przybędzie! To świadectwo dowiedzie mu ponownie, że jestem człowiekiem, którego niepodobna zastąpić. Ale jedźże prędzej, prędzej. Nie bój się, nie pozwolę ci upaść i pochwycę cię, gdy tylko stracisz równowagę.
By go jeszcze bardziej utwierdzić w mniemaniu, że jestem zupełnie lichym jeźdźcem, przybrałem najgłupszą pozycyę, zsuwałem się to na jedną, to na drugą stronę i udawałem wogóle, że tylko z największym