Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/197

Ta strona została przepisana.

wysiłkiem utrzymuję się na siodle. Selim wydawał rozmaite okrzyki, które skrycie sprawiały mi przyjemność, i wyrzekał ustawicznie na to, że zostawaliśmy coraz bardziej w tyle. Tamci wyprzedzili nas istotnie, a odległość zwiększała się z każdą sekundą. Tylko gruby marszałek nie mógł im nadążyć i znajdował się między nimi a nami. Widziałem już niejednego niezręcznego jeźdźca, lecz takiej figury na koniu dotąd jeszcze oczy moje nie oglądały. Po pierwsze jeździł źle, a powtóre cała jego bezkształtna postać nie była stworzona do siodła. Odpowiednio do swego ciężaru wyszukał sobie również bardzo ciężkiego konia, którego wysiłki, ażeby reszcie koni dotrzymać kroku, pobudzały mię do śmiechu. Na grzbiecie tego zwierzęcia siedziało czarne monstrum z odstającemi nogami i skurczonym korpusem. Koń podrzucał potężnie, wprawiając jeźdźca w ruch, zwany przez dobrze jeżdżących gauchów południowo-amerykańskich „el mollini llarse A la silla* t. zn. wiercić się na siodle. Murzyn starał się siedzieć w siodle jak najmocniej i zmusić konia do szybszego biegu, ale napróżno. Był to widok istotnie śmieszny.
Koniuszy i parobcy wyprzedzili nas tak bardzo, że wreszcie postanowili się zatrzymać i na nas zaczekać. Grubas dojechał do nich nieco wcześniej, niż my. On sam stękał i koń jego sapał, jakby już całe godziny gnali przez pustynię.
— Cóż to, effendi? — spytał koniuszy. — Zostałeś w tyle?
— Nie umie jeździć konno — odpowiedział Selim za mnie,
— Ależ umie dobrze. Widzieliśmy wczoraj, że poskromił naszego szpaka.
— Udało mu się to, dzięki daktylom, któremi konia nakarmił. Przynęcić konia do siebie umie, to prawda, ale jeździć nie. Gdybym się nim nie był zaopiekował, byłby z dziesięć razy kark skręcił i nogi połamał. To okropne, jeśli się musi takiemu jeźdźcowi towarzyszyć.