Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/201

Ta strona została przepisana.

pustyni, powie teraz jeszcze raz, że nie umiem jeździć konno i że bez jego opieki musiałbym kark skręcić.
Kiedy schowałem do kieszeni pieniądze, które mi koniuszy wręczył, długi Selim przybrał minę, jak gdyby spotkało go największe w świecie nieszczęście i powiedział:
— Effendi jesteś rzeką dobroci i źródłem miłosierdzia. Ty zaświadczysz o mnie, że nie mogę opiekować się tobą, jeśli niema cię przy mnie i że jestem biednym sługą, oraz pożałowania godnym niewolnikiem pana mojego Murada Nassyra.
— Sądzę, że jesteś jego i moim opiekunem.
— O nie! — zaprzeczył czemprędzej. — Jestem najuboższym człowiekiem z pomiędzy synów wszystkich szczepów i osad. Jestem jako powietrze, którego nikt nie widzi i jako zeschłe ziarnko ryżu w pustyni. Jestem najczystsze nic a jeśliby Allah zaświecił w mojej kieszeni nie znalezionoby tam nic prócz pojęcia ubóstwa. Jeden piaster to dla mnie majątek, a jego utrata skraca mi życie i osłania duszę grozą beznadziejności.
Wiedziałem zaraz po pierwszych jego słowach do czego to zmierzało, lecz udałem, że go nie rozumiem i odrzekłem:
— W takim razie dam ci dobrą radę, dzięki której zbierzesz sobie wielkie bogactwa. Zakładaj się tak często, jak tylko możesz a szczególniej z jeźdźcami. Ponieważ jesteś najśmielszym jeźdźcem swojego szczepu i nawet z chamsinem idziesz w zawody, z łatwością wygrasz każdy zakład i w krótkim czasie zostaniesz bardzo bogatym człowiekiem.
— Effendi, nie żartuj! — prosił płaczliwie. — Nie przypuszczałem, żeby dusza twoja mogła nabiegać taką złośliwością. jestem najlepszym jeźdźcem pustyni, to prawda, ale właśnie nie mam szczęścia w zakładach. Mojem przeznaczeniem, mojem kismet jest to, że zawsze przegrywam.
— W takim razie nie zakładaj się nigdy!
— Ja też nigdy nie zakładam się chętnie, ale cza-