Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/202

Ta strona została przepisana.

sem, trudno mi się wymówić. Podobnie było także tym razem. Tylko uprzejmość, poważanie i miłość, jakie dla ciebie żywię, skłoniło mnie do postawienia stu piastrów przeciwko twojemu funtowi. Nie chciałem cię obrazić, i owszem, chciałem ci okazać moje poświęcenie. Czyż będziesz teraz mniej wielkodusznym ode mnie? Czy chcesz żyć krwią ubóstwa i spożywać nędzę ubogiego? Kto pochłonie piastra żebraka, tego w piekle palą dwa razy mocniej, niż innych winowajców. Pamiętaj o tem!
— No, możesz łatwo odzyskać swoje pieniądze, jeśli się przyznasz zgodnie z prawdą, że nie jesteś stworzony na mojego obrońcę.
Był to warunek ciężki; nie chciał się ośmieszyć, a nie miał też ochoty wyrzec się pieniędzy, których zresztą nie miałem zamiaru przy sobie zatrzymać. Dlatego najpierw zapytał:
— Jeśli nie możesz mi postawić innego warunku, to przyznaję, że nie potrzebujesz mojej opieki.
— To wykręt! Musisz się przyznać, że nie jesteś człowiekiem, który mógłby się mną opiekować.
— Effendi, jesteś srogi, ale ja będę uprzejmy i spełnię twoje życzenie. Nie mogę opiekować się tobą. Czy jesteś zadowolony?
— Tak. Masz tu swoich sto piastrów i przypuszczam, że nie przyjdzie ci już nigdy ochota zakładać się ze mną.
Schował szybko pieniądze i w tej chwili przybrał inną minę, mianowicie jedną ze swoich min protekcyjnych i odpowiedział:
— O jazdę konną może już nie, zwłaszcza w tych okolicznościach, jeżeli jednak jesteś sprawiedliwy, musisz przyznać, że właściwości mojej osoby posiadają władzę nad sercami wiernych i niewiernych.
Był niepoprawny, gniewać się na niego było jednak trudno. Blaga tego człowieka nikomu nie przynosiła szkody, a była z całą jego istotą w tak ścisłym związku, że bez niej byłby może nieznośny.