Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/209

Ta strona została przepisana.

— Effendi, czy chcesz zostać mordercą tego, który cię gości u siebie? Dziwi mię to bardzo, zresztą posłucham, co powiesz.
Te długie rokowania i wahania mogły się fatalnie odbić na nieszczęśliwym murzynie, sam jeden jednak nie mogłem się wziąć do akcyi ratunkowej. Potrzebowałem ich do pomocy i musiałem ich za wszelką cenę do współdziałania nakłonić.
— Zdejmijcie z koni cugle i wszystkie rzemienie — zawołałem. — Gdy je razem pospinamy i powiążemy będziemy mieli to, czego mi potrzeba.
Zabrali się natychmiast do pracy, nie przedstawiającej żadnego niebezpieczeństwa i niebawem powstał z rzemieni dostatecznie długi pas, którego jednym końcem przewiązałem siebie, a drugi mieli oni trzymać, asekurując mię na wypadek, gdyby się ziemia podemną zapadła. Zbliżyliśmy się znowu do otworu. Pomocnicy moi stanęli we wskazanem oddaleniu, ja zaś położyłem się na ziemi i poczołgałem się w podobny sposób, jak się to czyni przy ratowaniu kogoś, kto się załamał na lodzie. lm bardziej zbliżałem się do otworu, tem ostrożniej posuwałem się naprzód, a towarzysze puszczali rzemień przez ręce w ten sposób, że był wciąż naprężony. Głowa moja była jeszcze na stopę oddalona od brzegu, kiedy przeciwległa krawędź obsunęła się i wpadła w głąb otworu. Wydawało mi się, że słyszę dochodzące z głębi charczenie, czy też chrząkanie. Posunąłem się więc jeszcze trochę naprzód i spojrzałem na dół. To, co ujrzałem, zaskoczyło mnie niespodzianie.
Jama miała mniej więcej cztery łokcie głębokości. Dolne jej ściany były zbudowane z czarnych cegieł nilowych, górne zaś z piasku. Zauważyłem też, że jama ku dołowi znacznie się rozszerzała. Ciemne dolne ściany podobne były do wnętrza wielkiego czworobocznego komina, zamkniętego od góry sklepieniem, nad którym z biegiem czasu osiadła gruba warstwa piasku. Zwietrzałe ceglane sklepienie rozluźniło się teraz pod jego