Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/211

Ta strona została przepisana.

— Bo chrześcijanin nie może wnijść do nieba, tylko do piekła. Ponieważ ty jesteś przy mnie, więc jesteśmy w piekle.
Trudno było walczyć z urojeniami marszałka, które tak utrudniały i opóźniały jego ratunek. Na szczęście przyszło mi na myśl, że jeżeli o głodzie mu wspomnę, zdołam go może do zupełnej przytomności przywrócić. Rzekłem więc bez namysłu:
— Tak, jesteśmy w piekle, lecz wpadłeś tylko w małą piekielną jamę. Gdy cię wydobędziemy, pojedziemy do Sijut i spożyjemy obiad, bo jestem bardzo głodny.
— Ja także — odrzekł zelektryzowany. Twarz jego przybrała całkiem inny wyraz, oczy rozwarły mu się szerzej, niż przedtem, a spojrzenie, które teraz rzucił w moją stronę, było badawcze i jasne.
— A więc się spieszmy! — mówiłem dalej. — Nie jesteś ranny?
— Nie, skoro nie umarłem.
— Nie ośmieszaj się! Żyjesz. Gdzie masz nogi? Stoisz w piasku, czy siedzisz?
Od położenia nóg zależało bardzo wiele. Jeśli siedział, to szyb był płytki, jeśli zaś stał pionowo, to tkwił w piasku ponad otchłanią.
— Siedzę na podłodze ceglanej — odpowiedział ku mojej radości.
Wiadomość ta dodała mi otuchy. Grubas siedział na poziomym kurytarzu podziemnym, a prostopadła i czworokątna dziura, którą wpadł do środka, służyła prawdopodobnie do wentylacyi.
— Wstawaj! — rozkazałem mu. — Przyjdzie ci to z łatwością, gdyż piasek nie przysypał cię głęboko.
Był posłuszny, nie poszło mu to jednak tak łatwo, jakem się spodziewał. Przeszkadzała mu ciasnota i ciężar ciała. Po kilku wysiłkach zdołał wkońcu powstać i wtedy mogłem spuszczoną na dół ręką dotknąć jego głowy. Zauważyłem przytem, że moja piaskowa podstawa jest dość silna, a zesunęła się tylko jej część rozluźniona. Grubas westchnął głęboko i zawołał: