Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Bawił mnie przytem widok Selima. U Murada Nassyra nie było mu wolno siadać przy stole, a tutaj był gościem, któremu usługiwano. Oblicze jego błyszczało rozkoszą i tłuszczem baranim, a on sam rozpływał się w grzecznościach. Opowiadał swoje przygody i wyliczał nam na palcach swoje zalety. Słowem znajdował się w swoim żywiole i bawił nas dzięki temu tak wspaniale, że zasiedzieliśmy się aż do wieczora. Grubas zjadł przez ten czas tyle, że tylko z trudem mógł wykonać przepisane przeze mnie pokłony.
Zamiar mój, ażeby popołudniu zwiedzić jaskinię krokodylą w Moabdah, spełznął na niczem, musiałem go z konieczności odłożyć do jutra. Marszałek przyrzekł mi, że zarządzi odpowiednie do tej wycieczki przygotowania, usnąłem więc w błogiej nadziei, że nazajutrz zobaczę cmentarz krokodyli, zabalzamowanych przed dwoma lub trzema tysiącami lat.