Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/218

Ta strona została przepisana.

oprowadzi nas po jaskini i że zwiedzenie jej zabierze nam co najwyżej dwie godziny czasu. Kiedy zapytałem go, ile za to żąda, odpowiedział:
— Jest was pięciu, a od osoby należy mi się czterdzieści piastrów, dostanę więc razem piastrów dwieścię.
Za dwie godziny? Z takiem wygórowanem żądaniem nie spotkałem się jeszcze nigdy, chociaż wiem z doświadczenia, że w Egipcie trzeba zawsze przynajmniej do połowy redukować to, czego żądają.
— Pięknie! — odrzekłem. — Słyszałem już, ile żądasz, a teraz dowiesz się, ile ci dam. Do jaskini idzie nas tylko trzech, a ponieważ płacę po dziesięć piastrów od osoby, dam ci przeto razem trzydzieści piastrów. Jeśli będę z ciebie zadowolony, otrzymasz na końcu dziesięć piastrów bakszyszu.
Kwota ta równała się mniej więcej ośmiu markom, a była dla egipskiego nicponia za dwie godziny bynajmniej nietrudnego zajęcia, chyba dostateczną zapłatą. On jednak udał obrażonego i zawołał:
— Panie, jak możesz proponować mi coś takiego? Ta grota jest niezdrowa i ja poświęcam życie, oprowadzając obcych. Jeśli zaś pójdziecie sami, na pewne nie będziecie już oglądali światła dziennego.
— Zabaczymy je, chociaż się wyrzekniemy twego towarzystwa, bo znajdziemy sobie innego przewodnika.
— Nie znajdziecie, bo ja jestem tutaj jedynym przewodnikiem.
— Nie kłam! Każdy mieszkaniec Moabdah był w tej grocie i może nas poprowadzić. Zaraz ci to udowodnię.
Kazałem parobkom sprowadzić innych ludzi, których żądania nie byłyby tak wygórowane. Kiedy jednak zaledwie kilka kroków odeszli, zawołał na nich, żeby się wrócili i zaczął się ze mną targować, żądając stopięćdziesiąt piastrów, potem sto, potem ośmdziesiąt i t. d. aż mu wreszcie powtórzyłem to, co mówiłem przedtem.
— Dam ci trzydzieści piastrów, a potem jeszcze