Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/232

Ta strona została przepisana.

pieniądze i wspominaj o mnie tak chętnie, jak ja będę o tobie wspominał, a kiedy wrócisz z południa, nie zapomnij mnie odwiedzić. Widok twego oblicza będzie dla mnie wielką radością.
Podał mi rękę i odszedł. To nieprzyjęcie zapłaty wydało się moim towarzyszom czemś tak nadzwyczajnem, że koniuszy nie mógł się wstrzymać i zauważył:
— Allah czyni cuda! Ten człowiek żądał najpierw dziesięć razy więcej, niż mu się należało, a teraz nie chce nic przyjąć. Co za powód może mieć do takiej czci względem nas, że nie śmie zmniejszyć zawartości naszych kiesek?
— Jaki ma powód do tej czci? — zapytał Selim. — Nie wiesz tego?
— Nie wiem i nawet wydaje mi się to dziwnem.
— Powiem ci zatem. Wtargnęliśmy do wnętrza ziemi z taką odwagą, jak nikt przed nami. Zbadaliśmy cuchnące wnętrze groty, nie ulękliśmy się ogromnych trudów tej przeprawy i wróciliśmy, zyskawszy w jego oczach sławę niezwykłej odwagi. Oto, czem zdobyliśmy podziw przewodnika; przekonał się, jak dzielnymi i odważnymi synami proroka jesteśmy i nie śmie żądać od nas zapłaty, gdyż byłoby to z jego strony grzechem nie do darowania.
Z tą przemową zwrócił się do parobków, którzy mieli sławę jego roznieść w Sijut. Był to istotnie nieoceniony blagier. Koniuszy nie wiedział, jak ma postąpić wobec tej bezczelności i milczał, ja zaś nie uważałem za stosowne wyrywać się z jakąkolwiek uwagą.
Kiedyśmy siedli do łodzi i chcjeli odbić od brzegu, podniósł się fakir z ziemi, zbliżył się do nas i zwrócił się do mnie z pytaniem:
— Effendi, zdaje mi się, że zamierzacie płynąć w górę rzeki.?
— Tak, płyniemy w górę do Sijut.
— To pozwólcie, że wsiądę także i popłynę z wami.
Wszedł i usiadł naprzeciw mnie, nie czekając na