zaproszenie. Nie bardzo mnie to ździwiło, gdyż fakir jest człowiekiem, który wyrzeka się wszelkiej światowej tandety, by żyć tylko dla Boga. To też uważają go za ubogiego i w dodatku za Świętego, i żaden dobry mahometanin niczego mu nie odmówi. Było więc rzeczą jasną, dlaczego nie czekał odpowiedzi na swoją prośbę. Przyjąłem go zresztą na łódź chętnie, gdyż wrażenie, jakie na mnie wywarł, było korzystne. Obecność jego nie przeszkadzała mi też wcale. Usiadł, pochylił korpus naprzód, patrzył nieustannie w ziemię i przepuszczał kulki różańca przez palce, ruszając przytem wargami. Zatopił się znów cały w Allahu.
Rozmowy nie wszczynałem. Czułem jeszcze w piersiach powiętrze jaskini, a posępne obrazy, które widziałem, tkwiły w moim mózgu i nastrajały mnie do milczenia. Wydobyłem z kieszeni dar przewodnika i odwinąłem osłonę. Cóż się pokazało? Ręka, prawa ręka kobieca, odcięta jak nożem tuż za przegubem. Była mała i delikatnej budowy, jak ręka dwunastoletniej dziewczynki, ale uwzględniając tutejsze stosunki, doszedłem do przekonania, że właścicielka jej musiała mieć lat przynajmniej siedmnaście. Barwę miała ciemnocytrynową z lekkim połyskiem bronzu. Pałce były lekko pozginane, jak u ręki, która podaje coś albo odbiera. Dłoń i grzbiet ręki miały dobrze zachowane złocenia. Pierwsze przedstawiało Skarabeusza, świętego chrząszcza Egipcyan, symbol słońca i stworzenia świata. Na drugiem wyobrażony był Święty wąż, Urdus. Ponieważ tylko królowie i członkowie rodzin królewskich mogli się tym znakiem posługiwać, przypuszczałem, że to ręka księżniczki, a może nawet córki faraona.
Opakowanie zawierało małą kartkę, napisaną w arabskim języku: „To jest prawa ręka Duat nefret, córki Amenemheta III“. Jeśli te słowa zawierały prawdę, otrzymałem cenny upominek, gdyż ten Amenemhet III. był najsłynniejszym władcą z dwunastej dynastyi faraonów. A więc ręka, którą teraz posiadałem, miała być
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/233
Ta strona została przepisana.