Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Mamy tylko godzinę drogi pieszo.
— To tak blizko, a mimoto jesteś jedynym, który zna te grobowce?
— Tak, jedynym, a właściwości tego miejsca są takie, iż nikomu nie przyjdzie nawet na myśl, żeby się tam mogły dawne grobowce znajdować.
— Powiedzże mi jeszcze, jak się mam do tej drogi przygotować.
— Weź z sobą tylko sznur i pochodnię, jakich używałeś dziś w grocie Moabdah.
— Tylko jednę?
— Tak, jedna wystarczy, nie mam jednak nic przeciw temu, abyś wziął ich więcej.
— Jaki długi ma być ten sznur?
— Taki, żeby trzej mężczyźni, wchodzący po kolei do głębi, mogli się do niego przywiązać. To zabezpieczenie jest konieczne, ażeby jeden w razie upadku mógł być zatrzymany przez drugich.
— Trzej? Więc bierzesz jeszcze kogoś ze sobą?
— Nie. Nie ja, lecz ty to uczynisz. Przyda ci się służący.
— Sądziłem, że tylko mnie jednemu powierzysz tę tajemnicę.
— Potrzeba nam pomocy osoby trzeciej i dlatego, chcąc ci dotrzymać przyrzeczenia, wyjawię ją jeszcze jednemu człowiekowi prócz ciebie. Każę mu przysiądz, że słowa jednego nikomu o tem nie powie. Ty przecież masz służącego?
— Nie mam.
— Uważałem tego długiego człowieka, który był z tobą w Moabdah, za twego służącego.
— To służący mojego przyjaciela, nie mój.
— To tak samo, jakby był twoim. Nie mógłbyś go teraz zawołać? Chcę z nim pomówić.
Posłałem po Selima, który też wkrótce przyszedł. Fakir zmierzył go badawczym wzrokiem i zapytał:
— Jakie twoje imię?
— Co? Nie znasz mnie jeszcze? — brzmiała dumna