Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/239

Ta strona została przepisana.

odpowiedź. — Nazwisko moje znają we wszystkich wsiach i namiotach, a długość jego równa się całemu Nilowi. Kto całego mojego imienia nie chce wymawiać, coby mu dużo czasu zabrało, ten nazywa mnie krótko Selimem.
— Dobrze! A zatem powiedzże mi Selimie, czy jesteś odważny?
— Odważny? Jak lew albo raczej, jak dziesięć lwów, jak sto, jak tysiąc lwów. Jestem najmężniejszym wojownikiem mojego szczepu i pójdę w zawody z bohaterami całego świata.
— Mimoto jednak wystawię cię na próbę.
— Uczyń to. Jeszcze nie urodził się człowiek, którego męstwo można z mojem porównać.
— Byłeś w jaskini Moabdah, więc się podobnych podziemi nie obawiasz,
— Wcale nie. Nie bałbym się nawet piekła razem ze wszystkimi dyabłami.
— Bardzo mi to na rękę, bo zwiedzisz z nami drugą taką jaskinę.
— Więc chodź prędzej i pokaż mi ją! Jestem gotów dotrzeć aż do jej krańców.
— Cierpliwości! Pójdziemy tam dopiero jutro, nikomu jednak słowa nie wolno ci o tem powiedzieć. Czy możesz mi przysiądz, że będziesz milczał?
— Oczywiście!
— W takim razie ten effendi powie ci resztę. Jestem już gotów i muszę odejść. Jutro o czasie oznaczonym będę stał przed bramą. Tymczasem milczenie! Jeśli was zapytają, dokąd iść chcecie, powiedzcie, że chcecie miasto oglądnąć.
— Ja nic nie powiem — rzekł Selim. — Jestem najdostojniejszym mężem mojego szczepu i nikomu nie pozwalam się nagabywać. Idę, by chronić mego effendiego. Nigdzie on się bezemnie obejść nie może, pójdę z nim zatem i do tej drugiej jaskini. ldź więc i bądź dobrej myśli. Na mnie możesz liczyć zupełnie.
Przy tych słowach wykonał taki majestatyczny ruch ręką, jak król, żegnający biednego, nizko postawionego