Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/243

Ta strona została przepisana.

— O bardzo wierzę! Czy później, mianowicie od chwili, kiedy zamieszkałeś u marszałka, spotykałeś się z tym miłym przyjacielem?
— Spotkałem się z nim wczoraj na godzinę przed nocną modlitwą. Powiedział mi, że będzie stał na moście, na którym cię tutaj pierwszy raz zobaczyłem, więc poszedłem do niego.
— Co on chciał wiedzieć?
— Pytał, co ty dziś robisz.,a ja powiedziałem mu o zamiarze zwiedzenia grobów w Moabdah.
— Hm! A co jeszcze?
— Nic więcej. Przechodziło tamtędy wielu ludzi, wśród których mogłeś się przypadkiem znajdować; dlatego rozmawiał ze mną tylko krótką chwilę.
— Widzisz zatem, że mnie unika i boi mnie się widocznie. Jaki ty byłeś nierozważny. Gdyby to był człowiek uczciwy, z pewnością nie uciekałby przede mną. Dziwię się, że to w tobie żadnego podejrzenia nie wzbudziło. Kiedy się z nim znowu spotkasz?
— Mam do niego przyjść do domu ogrodnika dopiero wtedy, kiedy usłyszę, że chcesz stąd odjechać. To mam mu donieść.
— Niemądrze postąpiłeś, wcale niemądrze, ale błąd da się może naprawić.
— Effendi, nie łaj mnie! Cały świat wie, że jestem najmędrszym synem mojego szczepu, wszechwiedzy jednak nie możesz odemnie wymagać. Jakżeż mogłem przypuszczać, że to ten kuglarz. Zresztą nie widziałeś go jeszcze, znasz go tylko z mojego opisu i kto wie, czy się nie mylisz. Nakreśliłem ci wprawdzie mistrzowski obraz jego osoby, być może jednak, że ty fałszywie wyobraziłeś sobie różne jego szczegóły i dlatego obstaję przy swojem zdaniu, że przyjaciel mój jest naprawdę przyjacielem, a nie wymienionym przez ciebie muzabirem.
— Wkrótce się o prawdzie przekonasz. Ten człowiek będzie szukał sposobności, aby się skrycie do mnie dostać, jeśli zaś jej nie znajdzie, to podąży za