Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/246

Ta strona została przepisana.

terstwu tak przedwcześnie i bez potrzeby kres położono? Idź, a ja pójdę za tobą i z szaloną odwagą będę wstępował w ślady stóp twoich; nie pokażę ci pleców. Zbierz wszystkie zmysły i myśli, bo w najbliższym domu mieszka ogrodnik i mój przyjaciel!
Ten „dom“ był to raczej nizki, wązki, zbudowany z namułu nilowego barak bez okien. Ściany jego były popękane a drzwi wisiały krzywo na skórzanych zawiasach. Nie były zaryglowane, więc odepchnąłem je i wszedłem w ciasny, ciemny kurytarz, gdzie otoczyły mnie najróżnorodniejsze, nie bardzo przyjemne wonie. Z tego kurytarza wychodziło się na małe podwórko otoczone ze wszystkich stron kupami namułu: były to ludzkie mieszkania, choć zasługiwały zaledwie na nazwę chlewów.
W samym środku ogródka siedzieli na kupie gruzów czterej mężczyźni, trzej starsi, a jeden młodszy, w którym poznałem kuglarza. Na mój widok zerwał się i zniknął w przeciwległym otworze mającym przedstawiać drzwi. Chciałem pobiedz za nim w tej chwili, lecz trzej starsi powstali i zastąpili mi drogę.
— Kto jesteś i czego chcesz tutaj? — spytał mnie jeden z nich, prawdopodobnie pan domu.
— Kto jestem, to powie ci mój towarzysz, którego znasz, bo mieszkał u ciebie — odrzekłem i odwróciłem się, by wskazać na Selima. „Największego bohatera świata“ nie było jednak przy mnie; wolał nie wchodzić za mną, czego w mrokach kurytarza nie zauważyłem. Rzekłem więc w dalszym ciągu: — Jestem znajomym Selima, który aż do onegdaj był twoim gościem. On tam stoi przed drzwiami; zawołaj go do wnętrza, a ja tymczasem pomówię z kuglarzem.
— Tutaj niema kuglarza!
— O i owszem! Siedział właśnie z wami — oddalił się szybko na mój widok, ażeby mnie jako swemu najleszemu przyjacielowi przygotować uroczyste przyjęcie. Puść mnie do niego, ażebym się nasycił widokiem jego oblicza.