Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Odsunąłem starca i wszedłem szybko do otworu. Nie uważałem tego za niebezpieczne a wynik potwierdził moje zdanie, gdyż kiedy się tam wsunąłem, kuglarza już nie było. Znajdowałem się w izbie tak wielkiej, że głową dotykałem niemal powały. Miała ona długość i szerokość podwórka. Naprzeciwko otworu, którym wszedłem, znajdował się drugi, przez który łotr się oddalił. Wyszedłem tamtędy i stanąłem w ogrodzie ogrodnika. Nie było w nim ani drzewa ani krzaku. Ośm małych grządek zasadzonych wyłącznie cebulą i czosnkiem zajmowało całą długość i szerokość ogrodu. Dochód z niego mógł właścicielowi chyba bardzo opłakany byt zapewnić. Nie było tu ani jednego kącika, w którym kuglarz mógłby się ukryć. Kiedy zbadałem ziemię, zobaczyłem ślady stóp jego na rozpulchnionym gruncie ogródka. Widocznie przebiegł tamtędy, ażeby przez nizki mur dostać się do sąsiedniego ogrodu. Nie myślałem ścigać go dalej. Nie miałem zamiaru go chwytać, chciałem go tylko przekonać, że wiem o jego obecności i udowodnić mu, że się go nie boję. Chciałem mu wreszcie napędzić strachu i zmusić go w ten sposób do opuszczenia Sijutu.
Wróciłem na podwórze i zastałem tam Selima i gospodarza. Starzec mówił coś z gniewem do mojego „obrońcy“, on zaś stał w ciemnej sieni, nie miał odwagi wejść na podwórze i rzucał trwożne spojrzenia w stronę, w której zniknąłem w pościgu za kuglarzem. Widząc mnie, wracającego cało, nabrał z miejsca odwagi. Opuścił swoje osłonięte stanowisko, wyszedł na podwórze i zawołał z tryumfiem:
— Oto jest mój efiendi! Wiedziałem, że posłucha moich wskazówek. Prawda effendi, że widziałeś kuglarza.
— Tak, — odrzekłem. — Teraz wierzysz, że to on?
— Oczywiście! Właśnie powiedział mi mój gospodarz, że gość jego jest kuglarzem a nie handlarzem.“