Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Dlatego sprawiłbyś mi pan wielką przyjemność, gdybyś się sprowadził do mnie i brał udział w moich ucztach samotnych.
— Hm! Ta propozycya nie wydaje mi się nie do przyjęcia. Czy mogę oglądnąć te pokoje?
— Bardzo chętnie! Jeśli sobie pan życzy, pójdziemy zaraz. Chłopcze, płacić!
Słowa te zawołał poza siebie. Murzynek wetknął głowę przez drzwi i cofnął ją. Obawiał się ponownego obicia i posłał gospodarza. Grubas zapłacił za piwo siedm piastrów, bynajmniej jednak nie okazał niezadowolenia, owszem, jeszcze dla chłopca piastra jednego, jako bakszysz, zostawił. Był widocznie lubownikiem jęczmiennego nektaru, bo kiedyśmy lokal opuszczali, zastrzegł się, że po zwiedzeniu mieszkania powrócimy tu znowu.
Po drodze dowiedziałem się, że cały swój wolny czas przepędza zwykle w tej piwiarni, ponieważ napój jest doskonały, a ruch przed domem bardzo zajmujący. Ulica mianowicie była w tem miejscu bardzo szeroka, a skutkiem tego mógł się na niej rozwinąć iście wschodni, gwarem przepełniony handel. Z piwiarni przedstawiał się widok bardzo zajmujący i ten ruch pstrego tłumu musiał nęcić Murada Nassyra.
Weszliśmy w uliczkę, w której mieszkał. Była ślepa, jak wiele ulic w Kairze. Domy, stojące przy niej, nie wyglądały zbyt zapraszająco, co jednak nie pozwalało sądzić o ich wnętrzu. Na Wschodzie trafiają się budynki, wyglądające z zewnątrz jak ruiny, a będące wewnątrz pałacami. Mieszkaniec Wschodu ukrywa, w przeciwieństwie do mieszkańca Zachodu, wszystko, co odnosi się do jego domowego życia. Może to mieć swoje dobre strony, ale tamuje obywatelską solidarność i społeczny postęp.
Wiele domów nie miało okien, w innych zaś były rozmieszczone bezmyślnie i nieregularnie, a wszystkie opatrzone kratami. Długich rzędów szyb, przepuszczających światło ze dworu, nigdzie na Wschodzie