Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/254

Ta strona została przepisana.

w Sijut? Czyżby mnie szukał? Odpowiedź na to pytanie miałem otrzymać zaraz, gdyż koniuszy powiedział: — Teraz śpi jeszcze. Czy mam go zbudzić?
— Nie. Nie przystoi przerywać spoczynku takiego męża. Zaczekam więc, dopóki nie wstanie i potem przedłożę mu moją prośbę. Mój brat przepadł gdzieś w Chartumie i jestem przekonany, że tylko on jeden zdoła mi go odszukać.
— Zasięgałeś już jakich wiadomości o swoim bracie?
— Tak. Wysłałem tam bardzo doświadczonego człowieka, ale napróżno.
— Czy ten człowiek znał tamtejsze stosunki?
— Bardzo dokładnie.
— A mimoto nic nie osiągnął? Jakżeż może się to udać temu obcemu człowiekowi?
— Czy wątpisz? Przed chwilą dopiero przedstawiałeś mi go jako człowieka, który więcej potrafi, aniżeli stu innych.
— Tak powiedziałem i jestem głęboko przekonany, że się nie mylę, ale on tu przecież obcy.
— Sam powiedziałeś, że był już kilka razy w Egipcie.
— Tak, ale mimoto jest tutaj obcym. Czy ci się zdaje, że, jeśli Frank był tutaj trzy lub cztery razy, może stosunki znać tak dokładnie, jak ktoś urodzony w Egipcie?
— Jestem zdania, że może je znać dokładnie. Każdy z tych uczonych chrześcijan ma mnóstwo książek o obcych krajach i narodach, oprócz tego mają oni wielkie księgozbiory, należące wprawdzie do państwa, z których jednak każdy może korzystać. Zanim taki obcy wyruszy w daleki kraj, czyta o nim wszystkie książki i przez to poznaje go lepiej, aniżeli krajowiec.
— Skąd ty wiesz o tem?
— Spotykałem się z wielu takimi Frankami w Kahirze, a potem jako przewodnik w Moabdah, i od nich samych to słyszałem. Oni mówią językiem naszego kraju i mają mapy tak dokładne, że często lepiej znają