Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/256

Ta strona została przepisana.

— O i owszem. To sprawa, w której masz mu dopomóc.
— Nie będzie mnie prosił napróżno.
— Gdybyś wiedział, czego od ciebie zażąda, możebyś go wcale nie przyjął, bo to sprawa trudna.
— Nie bój się o to. Człowiek jest wprawdzie bardzo słabem stworzeniem, ale z pomocą bożą udają mu się rzeczy najtrudniejsze. Jeśli Allah zechce, odnajdę przewodnikowi brata.
— Allah ’l Allah! A więc ty już wiesz o tem?
— Brat przewodnika zniknął w Chartumie i pomimo gorliwych poszukiwań nie znaleziono go dotąd. Teraz przyjdzie Ben Wazak do mnie i poprosi, żebym mu w tej sprawie dopomógł.
Koniuszy nie mógł opanować swego zdziwienia i wszedłszy do środka, by mnie lepiej zobaczyć, zawołał, załamując ręce:
— Ty już wiesz o tem? Effendi, jesteś rzeczywiście najmędrszym z mędrców. Przed twojem okiem nic się nie ukryje. Schylam się w pokorze przed twoim duchem i jeżeli mi każesz, natychmiast przywołam przewodnika.
Skłonił mi się tak nizko, jak to Selim zwykł czynić, i wyszedł. Nie pomyślał nad tem, że rozmawiał z Ben Wazakiem tuż pod mojem oknem i to tak głośno, że rozmowę musiałem słyszeć, a teraz nie dał mi czasu, żebym mu istotę mego jasnowidzenia mógł wyjaśnić. Wkrótce usłyszałem przez otwarte okno głos jego:
— O Ben Wazaku! Widocznie Allah cię miłuje, kiedy kroki twoje skierował w miejsce właściwe. Dobrze osądziłeś tego effendiego, on nie tylko mądry, lecz oczy jego spostrzegają to, co dla drugich ciemne i niezgłębione.
— Bo jego rozum bystrzejszy, niż nasz.
— O nie; nie to. On wie nawet takie rzeczy, do których zwykłym rozumem dojść niepodobna. On wie, że przychodzisz prosić go o to, żeby ci brata w Chartumie odszukał.