Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/26

Ta strona została przepisana.

nie znajdziesz. Tamtejsi ludzie nadmiaru światła nie lubią.
Budynek zamykający ulicę, a więc stojący na poprzek, był tym właśnie, który Turek wynajął. Brama była wprawdzie wysoka, lecz bardzo wązka. Jeździec mógł się przez nią przecisnąć, lecz musiał nogi szczelnie do boków konia przyłożyć, nie chcąc otrzeć się z prawej lub z lewej strony. Wrota były zamknięte, a obok nich wisiał na sznurze drewniany młotek, którym Nassyr zapukał.
Otworzono dopiero po długiej chwili i we drzwiach zjawił się człowiek, na którego widok przeraziłem się niemal. Przerastał mnie prawie o głowę i był niesłychanie szczupły. Pierś jego miała najwyżej półtorej piędzi szerokości, a z każdej jego ręki, licząc na długość, mógłbym zrobić dwie swoje. Takie proporcye miało całe jego ciało i wszystkie członki, długie, nieskończenie długie, lecz zastraszająco cienkie. Nos jego miał przynajmniej cztery cale długości i był tak ostry, że możnaby go użyć jako snycerskiego narzędzia. Twarz miał wygoloną zupełnie, a na głowie turban tak szeroki, jakiego nie widziałem nawet u Kurdów, znanych z tego, że noszą najszersze turbany. Od szyi aż do dołu zwisał mu żupan białej barwy, podobny do koszuli, ale co to była za białość!
— To Selim, zarządca mego domu — rzekł Turek, odsuwając długiego na bok, a mnie popychając przed siebie.
Weszliśmy, a podobny do cienia Selim zasunął drzwi za nami. Znaleźliśmy się w wązkim kurytarzu, nie w środku, lecz po lewej stronie parteru, gdyż brama była umieszczona w tem miejscu. Wszystkie izby leżały więc na prawo od nas. Najpierw zaprowadził nas Nassyr na dziedziniec, którego urządzenie było rzeczywiście kosztowne, choć bardzo zniszczone. Szliśmy po marmurowej posadzce. Na środku dziedzińca znajdował się basen z tego samego materyału, ale bez wody. Kwadratowy dziedziniec zamykały wysokie ściany budynku,