Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/260

Ta strona została przepisana.

gdyż postanowienie podobne zależało od wielu okoliczności, nie dających się z góry przewidzieć.
— Droga Nilem jest stosunkowo pewna, zaś droga karawanowa przez pustynię Korosko i Bajuda naraża na wiele niebezpieczeństw. Czem był twój brat?
— Przewodnikiem, jak ja.
— Niczem więcej?
Wstrzymał się na chwilę z odpowiedzią, wreszcie rzekł:
— Czy mogę ci zaufać nawet wtedy, kiedy chodzi o coś zakazanego?
— Hm! Trudno mi z góry dać ci na to odpowiedź.
— Mam na myśli przemycanie mumii.
— Zapewniam cię, że ta sprawa nic mię nie obchodzi, gdyż nie jestem urzędnikiem policyjnym kedywa.
— Otóż powiem ci, że brat był przemytnikiem mumii.
— A więc tem samem, czem ty teraz jesteś.
— Elfendi — uśmiechnął się — nie pytaj. Jestem człowiekiem uczciwym i nie oszukałem jeszcze nikogo. Jeśli mam jaki wielki błąd na sumieniu, to chyba ten, że co do mumii nie zgadzam się z kedywem.
— Czy kontrabanda taka połączona jest z niebezpieczeństwami?
— Z niemałemi, gdyż źle z człowiekiem, którego na przemycaniu mumii pochwycą.
— A zatem ludzie, którzy się tem zajmują, muszą być bardzo odważni i ostrożni.
— Pewnie. Tchórzem i nierozważnym przemytnik być nie może.
— A twój brat posiadał te właściwości?
— W wysokim stopniu.
— W takim razie sądzę, że się niemi w swojej podróży posługiwał. Musiał obrać tę drogę, którą uważał za najbezpieczniejszą, jeśli go już przedtem w Chartumie nie spotkało nieszczęście.