Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/263

Ta strona została przepisana.

— Nad obowiązkami gościnności.
— Czy to ma jaki związek ze zniknięciem mego brata?
— Bardzo ścisły. Pożyczyłeś kupcowi taką wysoką sumę, więc musi ci być za to bardzo wdzięczny i zapewne jesteście bardzo serdecznymi przyjaciółmi.
— Oczywiście.
— A zatem Barjad el Amin przyjął brata gościnnie i dał mu u siebie mieszkanie.
— Tak jest.
— Czy zniknął nagle, czy odjechał?
— Odjechał, by do domu nie wrócić.
— Którym statkiem?
— Tego nie wiem.
— A może obrał drogę karawanową przez pustynię?
— I tego nie wiem.
— Ta okoliczność wydaje mi się podejrzaną, wielce podejrzaną. W miastach zachodnich nie liczy człowiek nigdy na gościnność drugich; idzie się do gospody i płaci za wszystko, co się otrzymuje. Tutaj u was inaczej, a im dalej w głąb kraju, tem większe znaczenie ma prawo gościnności. Wiem, że w Chartumie jest zwyczaj, że gospodarz zawsze odjeżdżającego gościa odprowadza przez jakąś część drogi i to tem dalej, im bliższa łączyła ich obu znajomość. Ten kupiec Barjad el Amin zawdzięczał ci bardzo wiele, pożyczyłeś mu mianowicie tyle pieniędzy, że w ciągu pięciu lat z pewnością się wzbogacił i mógł wreszcie o spłacie długu pomyśleć. Twój brat przybywa do niego, je, pije, mieszka u niego i miałby odjechać tak nagle, że Barjad el Amin nie wie, kiedy nastąpił odjazd? Cóż ty na to, kochany Ben Wazaku?
Stropił się, spojrzał mi w twarz szeroko otwartemi oczami i dopiero po chwili odpowiedział:
— Effendi, miałem słuszność, twierdząc, że wy Frankowie jesteście od nas znacznie rozumniejsi.
— Nie myślę temu przeczyć.
.-