Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/266

Ta strona została przepisana.

— Tak, jak musiał go przyjąć ze względu na jego świętość; obchodzono się z nim, jak z jakim słynnym szejkiem lub emirem.,
— Czy fakir zapytał się o twojego brata wprost czy potajemnie.
— Całkiem otwarcie.
— Źle zrobił, bo powinien był udawać, że nic nie wie o pobycie twego brata w Chartumie.
— Ten święty człowiek nie umie udawać i raczej dałby się zabić, niżby miał kłamstwem splamić swoje usta.
— W takim razie nie nadawał się do takiej misyi. Twierdzono, o ile mi się zdaje, że twój brat pieniądze odebrał!
— Tak jest; Barjad el Amin pokazywał kwit fakirowi, przezemnie podpisany i moją pieczęcią opatrzony, a wręczony mu przez brata natychmiast po otrzymaniu pieniędzy.
— A czy nie przypuszczasz, że to pokwitowanie przemocą bratu wydarto? Dlaczego ci Barjad wprost tych pieniędzy nie przysłał, ale żądał, abyś po nie osobiście przyjechał?
— To zupełnie zrozumiałe. Kto wie, czy taka przesyłka doszłaby w całości na miejsce przeznaczenia i na takie ryzyko Barjad el Amin narażać się nie mógł.
— Mimoto, cała ta sprawa wydaje mi się niejasną. Powiedziałeś, że otwarte poszukiwania są niebezpieczne, a przecież ten fakir poszukiwał, a żadnej szkody mu to nie przyniosło.
— Uniknął niebezpieczeństwa, bo wszyscy wiedzą, że to człowiek święty.
— Zapominasz o tem, że zbrodniarz nie pyta się o świętość i pobożność człowieka, który mu stoi na drodze. Nie chcę podejrzewać fakira, a jednak zdaje mi się, że on tu nie jest bez winy. Jeżeli zaś przypuścimy, że on rzeczywiście niewinien, to wyszedł cało nie dzięki swojej świętości, ale dlatego, że się