Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/267

Ta strona została przepisana.

go ci ludzie nie bali. Zapewne nie posiada rozsądku, wystarczającego do odkrycia tej zbrodni.
— Więc sądzisz, że tu istotnie zbrodni dokonano?
— Jestem tego pewny.
— Kogóż więc uważasz za sprawcę? Czy może Barjada el Amina?
— Tak jest.
— Czy fakir wie, że się zajmujesz sprzedażą i przemycaniem mumii?
— Tak.
— Czy on wie o tem, że ten handel wzbroniony?
— Nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć. Ile razy z fakirem o tem mówiłem, twierdził zawsze, że w Koranie takiego zakazu niema.
— A on się tym handlem zajmuje?
— Nie wiem.
— A może ten pobożny człowiek zna grobowce z mumiami i tylko nie mówi o tem nikomu?
— Być może. On wędruje po całej dolinie Nilu, a tam są jeszcze gdzieniegdzie sklepienia i jaskinie grobowe, których ludzkie oko nie widziało.
— Słyszałem raz, że w pobliżu Sijut, znajdują się bogate groby królewskie.
— W takim razie ten, kto je odkrył, musiał zachować tajemnicę dla siebie, bo chyba mnie pierwszemu powiedzianoby o tem. Czy sądzisz, że fakir zna taką tajemnicę?
— Domyślam się tego.
— Być może! Pomówię z nim o tem przy pierwszej sposobności.
— Dobrze! Nie zdradź się jednak, że ze mną o tem mówiłeś, a także i to zachowaj w tajemnicy, że twego brata będę poszukiwał.
— Dziwi mię to, że tak fakirowi nie dowierzasz.
Miał słuszność, jakkolwiek nie było to określone podejrzenie, lecz jakieś nieokreślone przeczucie. Mimoto odświadczyłem przewodnikowi, że uważam fakira za człowieka, który się może stać dla mnie niebezpiecznym.