Chciałem mówić dalej, lecz wtrącił:
— W takim razie jesteś niedobrym chrześcijaninem.
— Dlaczego?
— Przecież i wy macie także kaznodziei, których zadaniem nawracanie pogan.
— I owszem.
— Jak ich nazywacie?
— Misyonarzami.
— Tak, znana mi już ta nazwa. Misyonarze to nasi najgorsi wrogowie i dlatego dobry chrześcijanin mie powinien się cieszyć, jeśli na swej drodze spotka kaznodzieję islamu. Czy znasz także koran, oprócz waszej świętej księgi?
— Tak.
— Która ma słuszność, nasza, czy wasza księga?
— Biblia.
W takim razie widok waica[1] musi cię przepełniać odrazą.
— Jeśli powiedziałem, że się cieszę, widząc w tobie kaznodzieję, to radość ta pochodziła stąd, że spodziewałem się usłyszeć od ciebie coś o owych krajach pogańskich, w których prawiłeś kazania.
— Coby ci z tego przyszło?
— Dowiedziałbym się, czy zapatrywania moje na te kraje i narody są fałszywe, czy słuszne. Czy wolno spytać, w których krajach już byłeś?
— Byłem we wszystkich osadach nad białym i niebieskim Nilem, byłem także w Kordofanie i dalej aż poza Dar-fur.
— Zazdroszczę ci tego, co widziałeś. Prawda, że osada nad Nilem nazywa się seriba?
Pytałem jak uczeń, ale plan miałem zupełnie wyraźny. Chciałem, ażeby mnie uważał za mniej doświadczonego i wiedzącego, niż było w istocie, i żeby się przez to tem łatwiej dał wciągnąć w rozmowę o przedmiocie leżącym mi na sercu.
- ↑ Kaznodzieja.