Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/275

Ta strona została przepisana.

— Nie — odpowiedział na moje ostatnie pytanie. — Kto tak cię pouczył, widocznie sam nie wiele umiał. Chrześcijanie nie wszyscy są tacy mądrzy, za jakich ich się powszechnie uważa.
— Ale słowo seriba istnieje?
— Tak. Ale seriba nie jest ani miasto, ani wieś, lecz obronne miejsce, w którem mieszkają ludzie, polujący na niewolników.
— Jakto? Więc są jeszcze tacy, którzy zajmują się podobnymi łowami?
— Muzułmanin inaczej na te rzeczy patrzy, niż wy, chrześcijanie. Czy znasz arabski wyraz na oznaczenie niewolnika?
— Tak jest. Naszemu wyrazowi: „niewolnik“ odpowiada arabskie słowo abd.
— Bardzo dobrze! Pamiętaj jednak, że Abd znaczy także sługa, poseł, uczeń, a te znaczenia dowodzą, że niewolnicy nasi są sługami i uczniami, a nie męczennikami.
— Rozumiem, mimoto jednak uważam za okrucieństwo wydzieranie ich ojczyźnie i rodzinom.
— Mylisz się, bo niewolnikom lepiej u nas, aniżeli u siebie, we własnej ojczyźnie.
— Aby jednak schwytać jednego niewolnika, trzeba zabić przeciętnie trzech innych ludzi.
— Czy to taka wielka szkoda, że umiera poganin? Jeśli spodoba się Allahowi, urodzi on się poraz wtóry jako syn muzułmanina, a potem, jeśli będzie żył wedle przykazań koranu, może nawet wejść do raju Mahometa. Musisz sobie obławy na niewolników i niewolnictwo wyobrazić inaczej, aniżeli je wam przedstawiono. Byłem kapłanem kilku serib, znam więc całą tę sprawę lepiej, niż wy. Byłem nawet w seribie Abu el Mota[1] i tam nabrałem przekonania, że czarni nie są ludźmi, lecz dwunożnemi zwierzętami.

— Byłeś u Abu el Mota? Znam to nazwisko

  1. Ojciec śmierci.