Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/277

Ta strona została przepisana.

— O tak! To miano brzmi lepiej, aniżeli właściwe. Skąd on pochodzi?
— Tego ci już nie powiem.
— Nie mógł przecież odrazu być łowcą niewolników. Czem był przedtem?
— Kupcem w Chartumie.
— Aha, w Chartumie.
— Tak. Był on pomocnikiem handlarza nazwiskiem Barjad el A...
Wstrzymał się nagle dzięki mojej nieostrożności. Chciał powiedzieć Barjad el Amin, a właśnie u tego kupca zniknął brat mego przewodnika w Moabdah. Usłyszawszy to imię, podniosłem mimowoli schyloną dotychczas głowę i spojrzałem na mówiącego z takiem zdziwieniem, że musiało go to uderzyć. Toteż zapytał:
— Znasz może tego człowieka?
Zaprzeczyłem, on jednak spojrzał mi bystro w twarz i powiedział:
— Czy mówisz prawdę?
— Nie byłem jeszcze nigdy w Chartumie.
— Ale się tam wybierasz.
— Tak.
— Do Barjada el Amin?
— Jakże mogę wybierać się do człowieka, którego nie znam?
— Kiedy wymówiłem jego imię, zauważyłem na twojej twarzy prawie przestrach. Jest mi to bardzo podejrzane. Ty nie jesteś względem mnie tak rzetelny, jak ja względem ciebie.
— Nie rozumiem cię wcale. Jestem tu zupełnie obcy, a ty twierdzisz, że znam imiona, których nawet krajowiec nie słyszał.
— To być może. Czy wiesz, kto jest Ben Wazak?
— Przewodnik w Moabdah, w którego towarzystwie zwiedzałem jaskinię krokodyli.
— (Czy rozmawialiście ze sobą?
— Naturalnie! Rozmawialiśmy o jaskini i mumiach, które się w niej znajdują.