także uspokoiło moją względem niego nieufność. Fakir poszedł więc przodem, potem szedł Selim, a ja, jako najsilniejszy, na końcu. Gdyby się który z nich zesunął, miałem go zatrzymać na linie. Jeden jej koniec przewiązał sobie fakir pod ramionami, w środku umocowałem Selima, a drugi koniec owinąłem sobie dokoła bioder i zawiązałem na węzeł.
Trudno było używać rąk i nóg przy schodzeniu i trzymać równocześnie płonącą pochodnię. Fakir znał szyb, więc światła nie potrzebował, Selimowi nie można go było powierzyć, a przytem ręce miał zajęte, spierając się niemi z całej siły o murowany zrąb ściany. Pochodnię więc musiałem nieść ja sam.
Ukląkłem nad otworem i sięgnąłem ręką, by zbadać otwory w ścianach. Były dość wielkie i takie twarde, że nie było obawy, aby się pod naszym naciskiem kruszyły. Fakir zniknął wkrótce w otworze, a za nim ruszył Selim, odmawiając szeptem modlitwy.
— Świadczę, że niema Boga oprócz Boga, świadczę, że Mahomet jest wysłannikiem Boga!
Wkońcu wszedłem i ja, pomagając sobie nogami i prawą ręką, bo w lewej trzymałem pochodnię. Pierwsze kroki w dół były bardzo powolne, wkrótce jednak przyzwyczailiśmy się do położenia i odległości otworów i dalej szliśmy już prędzej. Nie mówiliśmy nic.
Liczyłem kroki. Rzeczywiście po dwudziestu otworach spostrzegłem przed sobą i za sobą poziomą sztolnię, którą wkrótce minąłem. Przechodząc, poświeciłem do jednej z nich, lecz światło było zbyt słabe, ażeby przeniknąć ciemności. Mieliśmy przed sobą jeszcze trzydzieści stopni, które miały nas doprowadzić do głównego korytarza. Kiedyśmy sztolnię minęli, zabrzmiał z góry śmiech, który się w wązkim chodniku okropnem echem odbił. Zdawało mi się, że to śmiech całej zgrai szatanów. Potem usłyszałem słowa:
— Tak sprowadza się psa chrześcijańskiego do wiecznego milczenia. Zgiń tam z głodu i z pragnienia, a potem obudź się w piekle!
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/284
Ta strona została przepisana.