Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/287

Ta strona została przepisana.

o wiele silniejszy odemnie. Może uda ci się podnieść kamienie i usunąć przeszkodę.
— Dobrze, spróbuję jeszcze raz, ale jeśli się uda, to kamienie wpadną do szybu i głowy nam rozbiją. W każdym razie przysuń się bliżej, stój mocno i trzymaj się dobrze, ażeby cię nadół ze sobą nie porwały.
Podniosłem się jeszcze wyżej, ażeby zamiast głową podnieść płytę plecami. Usłyszałem nad sobą głuche odgłosy i łoskot, z którego wywnioskowałem, że zbrodniarze wciąż jeszcze obciążają płytę kamieniami. Musieli w tym celu sprowadzić do bocznych sztolni znaczny zapas tego materyału.
Przyłożyłem zgięte plecy do płyty i spróbowałem ją podnieść, ale napróżno. Kiedy wkońcu zebrałem wszystkie siły, poczułem, że cegły iłowe, na których stałem zaczęły poddawać się silniejszemu naciskowi i kruszyć. Tej drogi ocalenia trzeba się było wyrzec.
— Idzie? — spytał Selim trwożliwie.
— Nie. Cegły się kruszą i grozi nam niebezpieczeństwo, że runiemy w głąb szybu.
— O Allah, o łaskawy, o miłosierny! Jesteśmy zgubieni. Zginiemy w tej jaskini, a nikt nie będzie wiedział, gdzie zgniją ciała nasze i gdzie nasze kości zwietrzeją. O ja nieszczęśliwy, czemuż nie zostałem w domu marszałka!
— Nie lamentuj! Nie mamy jeszcze powodu do rozpaczy.
— Tak sądzisz? — spytał pospiesznie. — Czy jest wyjście z tej biedy?
— Spodziewam się, że jest.
— Gdzie?
— Na dole. Tutaj górą nie przejdziemy. Musimy zejść na samo dno szybu.
— W takim razie zabrniemy jeszcze głębiej w nieszczęście! Za wszelką cenę musimy tędy drogi szukać!
— To na nic. Przeszkody nie jestem w stanie usunąć, a gdyby mi się to nawet udało, to łotry, zabiją nas, skoro tylko głowy z otworu wychylimy.