Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/29

Ta strona została przepisana.

podparte długim szeregiem filarów. Poza kolumnadą czerniły się drzwi, wiodące do komnat. Turek wykonał ręką ruch kolisty i rzekł:
— Z dawnej wspaniałości tego budynku dzisiaj pan widzi już tylko resztki. Tu biła przepyszna fontanna, użyczająca ochłody, ale już oddawna nieczynna. Pomyśl pan, ile tutaj pokoi na dole i na górze! Kto ich ma używać?
Mówił po turecku. Dozorca, stojący obok, skłonił się i rzekł po arabsku:
— Słusznie, bardzo słusznie!
Lecz jaki to był ukłon! Nie widziałem i nie zobaczę już nic podobnego, bo i takiego Selima drugiego z pewnością na świecie nie spotkam. Gdy pochylił górną część ciała, uczynił to tak nagle i z taką siłą, że zdawało się, iż musi spaść z podstawy długich nóg. Zdawało mi się, jakoby jakiś dreszcz gwałtowny wstrząsnął wszystkimi jego członkami; wyglądał jak osika, w której gałęzie zadmie nagle silny wicher. W czasie tego ukłonu poruszył się kaftan Selima w osobliwy i nieopisany sposób, mniej więcej tak, jak materya, której ruchem naśladuje się na scenach fale morskie. Zdawało się, że każde żebro, każda kość wypadła ze związku z całością ciała i wyprawia na własny koszt wszelkiego rodzaju skoki i kozły, a kaftan musi iść śladem tych dziwnych ruchów.
— Teraz pokażę panu także ogród — rzekł Turek. — Chodź pan!
Przeszliśmy przez dziedziniec. Za sobą usłyszałem znowu „Słusznie, bardzo słusznie!“, a kiedy się oglądnąłem, zobaczyłem Selima, wykonującego nowy ukłon, tak głęboki, że korpus jego utworzył z nogami kąt ostry o sześćdziesięciu stopniach.
W murze, po drugiej stronie dziedzińca, umieszczone były maleńkie drzwi, wiodące do ogrodu bardzo nawet wielkiego, jeżeli się uwzględni to, że znajdował się w środku miasta. Trzy dalsze boki otoczone były murem wysokości człowieka, poszczerbionym gdzie-