Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/309

Ta strona została przepisana.

Nie wątpię zresztą, że sami funkcyonaryusze sądowi ostrzegliby tych drabów.
— A zatem cóż chcesz uczynić?
— Będę ich śledził, a jeśli który z nich dostanie się w moje ręce, zaskarżę go i nie spocznę, dopóki nie zostanie ukarany.
— Zanim go ty zaskarżysz, zginie od noża mojego. Najgorszy z nich wszystkich to ten obłudnik Abd Asi, gdyż wszyscy uważają go za najpobożniejszego człowieka, a to tymczasem dyabeł w ludzkiej postaci.
— Abd Asl? — zapytałem zdumiony. — Czy to może nazwisko świętego fakira?
— Oczywiście.
— A czy znasz imię Ibn Asl?
Zapytany spojrzał na mnie badawczo, a potem spytał:
— Pytasz mnie, bo przypominasz sobie Dahabieh, na której jako majtek służyłem.
— Mylisz się. Najzupełniej mi obojętne, czy na tym, czy na innym statku służyłeś.
— Więc powiem ci, że bardzo dobrze znam imię Ibn Asl.
— Czy ten człowiek spokrewniony z Abd Aslem?
— Ibn Asl to jego syn, którego nazywają zwykle El Dżazur, śmiały.
— Dziękuję ci, bo ta wiadomość otwarła mi ostatecznie wrota tajemnicy, której rozwiązanie było bardzo trudne. Czy byłeś kiedy w Chartumie?
— Już nieraz.
— Znasz tam kupca nazwiskiem Barjada el Amin?
— Nawet bardzo dobrze.
— Co to za człowiek?
— Uważają go powszechnie za uczciwego i zdaje mi się, że on na to zupełnie zasługuje.
— Bardzo się z tego cieszę.
— Czy może wybierasz się do Chartumu?
— Tak.
— Effendi! Jeśli ci potrzeba służącego, weź mnie