stopniu moim przyjacielem i powiernikiem. Jest ci więc zupełnie równy i nie ma wcale obowiązku wypełniać twoje rozkazy.
— Ależ on nie jest najsłynniejszym bohaterem swojego szczepu,
— Tego twierdzić nie możesz, ponieważ go nie znasz. Łatwo być może, że jego sława jest większa i bardziej uzasadniona, aniżeli twoja. Mówisz tyle o swoim szczepie a nie powiedziałeś mi dotąd, skąd naprawdę pochodzisz.
— Nie jeszcze? A więc słuchaj i zdumiewaj się! Jestem synem szczepu najdostojniejszego ze wszystkich, jakie na ziemi żyją. Mam na myśli szczep Beni Fessara.
— Tam w górze w Kordofanie?
— Tak jest, stamtąd pochodzę.
— Dlaczegoż szczep swój opuściłeś?
— Bo nie prowadził już wojen. Taki bohater jak ja, chce walczyć i na krew patrzeć, a ponieważ w ojczyźnie mojej nastał już pokój trwały, odszedłem.
— A gdzież walczyłeś?
— Wszędzie. Przeszedłem wszystkie kraje kuli ziemskiej i walczyłem ze wszystkiemi dzikiemi zwierzętami i ludźmi. A teraz niech ten Ben Nil powie, do którego szczepu należy!
— Jestem Beduinem Uelad-Ali — odrzekł zapytany.
— A z kim walczyłeś?
— Jeszcze z nikim.
— W takim razie jesteś wobec mnie, jak tchnienie wiatru wobec potężnej skały na pustyni i możesz bez sromu w pyle przedemną uklęknąć. Jeżeli jednak okażesz się godnym mojej łaski, będę wspaniałomyślny i na bohatera cię wyprowadzę.
— A ja — wtrąciłem śmiejąc się — dostarczę mu broni.
Przechodziliśmy właśnie przez bazar rusznikarski. Wstąpiłem z nimi do sklepu i kupiłem Ben Nilowi nóż, dwa pistolety i strzelbę. Rozpływał się z wdzięczności, przewiesił flintę przez ramię, wsunął za pas
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/312
Ta strona została przepisana.