Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/315

Ta strona została przepisana.

Zbudziło się we mnie podejrzenie, że murzyn czynił to w wyraźnie określonym celu. Ja, chrześcijanin, chciałem schwytać fakira, którego powszechnie uważano za człowieka świętego. Kto wie, czy marszałkowi nie zdawało się, że jako muzułmanin, żadną miarą nie powinien do tego dopuścić i czy nie dlatego właśnie się wybrał do Moabdah, aby fakira przedemną ostrzec. Kazałem parobkom wytężyć siły, ażebyśmy zanadto w tyle nie zostali; ja sam wziąłem wiosło do ręki, ale napróżno. Odłożyłem je więc i kiedy minęliśmy Mankabat, wziąłem do rąk lunetę, ażeby przypatrzyć się wzgórzom, położonym po prawej stronie Nilu. Nie spuszczałem też z oka także łodzi marszałka.
Kiedy zobaczyłem skały Moabdah, zobaczyłem na wyskoku ponad wsią człowieka, siedzącego i przypatrującego się Nilowi, oraz naszym dwu łodziom. Mógłbym przysiąc, że to był kuglarz. Właśnie zwróciło się pierwsze czółno do brzegu, kiedy człowiek ów powstał i pędem pobiegł do wsi, gdzie zniknął między domami.
Żołnierze wysiedli i pomaszerowali w stronę osady. Zanim jeszcze do niej dojść zdołali, zobaczyłem owego człowieka z drugim jeszcze po drugiej stronie wsi. Zmierzali w górę i zniknęli w parowie. W trzy minuty później i my przybiliśmy także do brzegu. Zdawało mi się, że ten drugi człowiek był koniecznie fakirem. To też, kiedy wyskoczyłem na brzeg, zwróciłem się wprost w kierunku parowu. Ben Nil poszedł za mną z własnej ochoty. Koniuszy usiłował mnie wstrzymać, ostrzegając, ażebym nie szedł fałszywą drogą, nie otrzymawszy jednak odemnie żadnej odpowiedzi, zwrócił się z parobkami ku wsi.
— Effendi, droga twoja jest dobra — rzekł Ben Nil. — Może dopędzimy fakira i muzabira.
— Czy ich poznałeś?
— Tak. Oczy moje są prawie tak bystre, jak twoje szkła.
— Czy znasz tę okolicę?
— Nie tak dobrze, jakbym sobie życzył. Staliśmy