Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/32

Ta strona została przepisana.

takiego, co chciał mi oznajmić w dobrej wierze. Czyżby chodziło o coś, co miało mię skłonić do wyrzeczenia się tego mieszkania, pomimo że ani za nie, ani za całe utrzymanie wogóle nie miałem nic zapłacić? Niedługo miałem błąkać się w wątpliwościach, chociaż Turek wschodnim zwyczajem nie powiedział wprost, o co mu chodzi, lecz poprzedził to wstępem.
— Jesteś pan chrześcijaninem — zaczął — a ja znam za mało pańską religię, ażebym mógł wiedzieć, czego ona uczy. Czy wierzysz pan w wieczną szczęśliwość, w potępienie i w to, że dusza żyje dalej po śmierci?
— Naturalnie.
— Czy wiesz pan, dokąd dusza odchodzi i jak wygląda to miejsce, do którego dostaje się zaraz po śmierci?
— Nie. Tylko Bóg może to wiedzieć.
— Czy dusza zmarłego może ukazywać się na ziemi jako widmo? Odpowiedz pan tak, jak panu każe sumienie!
— Jako duch tak, ale jako widzialne widmo nie, napewno nie.
— W takim razie pan się myli. Widma mogą się ukazywać.
— Jeżeli pan w to wierzy, nie będę się z panem spierał, choć nie podzielam tego zdania.
— A jednak wcześniej czy później pan mi słuszność przyzna. Zaraz od jutra zaczniesz pan wierzyć w strachy, gdyż w tym domu! mamy takiego chajala.
— Ponieważ wogóle niema strachów ani upiorów, w które gmin wierzy, przeto i tutaj ich nie zobaczę.
— Zapewniam pana jednak, że mówię prawdę.
— W takim razie ulega pan widocznie złudzeniu Wziąłeś pan za widmo cień, lub coś innego całkiem naturalnego.
— O nie. Cień jest ciemny, a widmo jasne.
— Jakie ma kształty?