Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/320

Ta strona została przepisana.

boko zawoalowaną. Czarne niewolnice nie zasłaniały twarzy, białe jednak przestrzegały tego przepisu etykiety dosyć starannie, choć nie tak ściśle, jak ich pani. Pewnego razu wiatr podwiał zasłonę Fatmy, kucharki i ulubionej służebnicy Nassyra i wtedy zobaczyłem poraz pierwszy twarz tej, której włosy znalazłem jednego razu w piławie. Było to oblicze o rysach zupełnie pospolitych. Tem chętniej przeto byłbym zobaczył twarz samej pani, o której z góry przypuszczałem, że musi być cudowna.
Nieraz spotykaliśmy się na pokładzie statku, pozdrawiałem ją grzecznie i otrzymywałem od niej kilka słów odpowiedzi. Pozwalała sobie na taką względem mnie swobodę, chcąc mi okazać swą wdzięczność za to, że dzięki lekom, jakich jej dostarczyłem, ozdoba głowy zaczęła jej już odrastać. Głos jej był to łagodny, czysty i głęboki alt, bardzo pięknie brzmiący.
O interesach swoich Murad Nassyr nic ze mną mówić nie chciał. Zachowywał pod tym względem najzupełniejszą rezerwę i chciał widocznie mnie wpierw poznać dokładniej.
Przybywszy do Korosko, opuściliśmy statek. Reis miał go przeprowadzić przez katarakty, a my mieliśmy odbyć szybszą podróż lądową. Było nas razem dziewięć osób, mianowicie Murad Nassyr, jego siostra, ja, cztery służące, Ben Nil i Selim. Ponieważ sandał płynął natychmiast dalej, sprowadziliśmy się na kilka dni do tamtejszego kanu, gdzie kobiety zamieszkały oczywiście zupełnie osobno.
Czas płynął nam powoli i nudno, radzi nie radzi musieliśmy jednak siedzieć na miejscu, czekając na przybycie wielbłądów. Dla zabicia czasu polowałem na dzikie gołębie, których tutaj, w palmowych ogrodach, żyły całe stada, albo siadałem w mule nilowym i łowiłem ryby. Wieczorami siadywaliśmy razem, paląc fajki i zażywając chłodu.
Trzeciego dnia podczas: takiej wieczornej siesty opowiedziałem Muradowi kilka ustępów z historyi 8 5
PSPOP TZN