— Kumra — odpowiedziała.
Ta turecka nazwa znaczy tyle, co nasza turkawka. Wypowiedziała to imię głębokim altem.
— Siostra Murada Nassyra?
— Tak, effendi.
— Czy wiedziałaś, że przyjdę?
— Brat mi powiedział.
— Czy może jesteś chora? Trzeba ci może jakiego lekarstwa?
— Nie. Przywróciłeś blask mojej głowie i już żadnych nie odczuwam braków.
— Więc powiedz mi, dlaczego chciałaś mnie widzieć?
— Chciałam? To brat sobie życzył, ażebym cię u siebie przyjęła.
— No więc przypatrz mi się dokładnie jak tylko możesz.
Stanąłem blizko niej i okręciłem się szybko trzy razy dokoła. Po jej twarzyczce przemknął wesoły uśmiech i powiedziała:
— O, effendi, przecież ja cię już tyle razy widziałam! Właściwie ty miałeś mnie zobaczyć, nie ja ciebie.
— Tak? A w jakim celu?
— Mój brat ci powie.
— Więc mogę spytać, czy obecna audyencya skończona?
— Tak, już skończona. Murad czeka na ciebie.
Ukłoniłem się na sposób wschodni i wyszedłem. Przed drzwiami stał Turek, wziął mnie za rękę i zaprowadził mnie znowu do swojej izby. Usiedliśmy jak przedtem obok siebie, zapaliliśmy fajki, poczem z ust jego wypadł pytajnik: s
— No?.
— Cóż takiego? — zapytałem, gdyż nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
— Czy widziałeś ją w całej piękności i wdzięku.
Przyszła mi na myśl myszka i odpowiedziałem niestety wbrew przekonaniu:
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/323
Ta strona została przepisana.