Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/338

Ta strona została przepisana.

dostatecznie. Ciebie na żadne niebezpieczeństwo z pewnością nie narażę, natomiast gdybyś wbrew moim najgłębszym pragnieniom znalazł się w jakimś kłopocie, możesz być pewny, że całej mej bohaterskiej energii użyję, aby ciebie ocalić. Pozatem będę ci zawsze we wszystkiem posłuszny. No i cóż powiesz na moją propozycyę?
— Namyślę się jeszcze.
— Effendi, to sprawa zupełnie jasna i niema się nad czem namyślać. Cenniejszego sługi nademnie z pewnością nigdy nie znajdziesz.
— Być może, ale już mam służącego.
— Ben Nila? Jakież usługi może ci oddać ten młodzieniec? Jakież on bitwy wygrał, jakie odniósł zwycięstwa?
— On jeszcze młody i łatwo może stać się większym bohaterem od ciebie.
— Daruj, effendi, ale ja w to nie wierzę. Żeby się czegoś nauczyć, przedewszystkiem trzeba umieć słuchać, on tymczasem żadnej nauki odemnie przyjąć nie chciał i sprzeciwiał mi się we wszystkiem.
— Jako człowiek doświadczony i rozsądny powinieneś być wyrozumiały. Byłoby mi bardzo przyjemnie, gdybyś się nim szczerze i po ojcowsku zajął.
— Twoje życzenie z największą przyjemnością gotów jestem spełnić. Będę znosił cierpliwie jego słabości a głupstwa przebaczę ze spokojem i wyrozumiałością.
— Idź więc do niego i powiedz mu, że chcesz u mnie zostać. Zrobię tak, jak mi Ben Nil poradzi.
— Jakto? Taki słynny effendi chce się kierować wolą służącego?:
— Kierować nie, ale chcę w tym wypadku jego życzenie uwzględnić, bo gdybym cię przyjął do służby, wy dwaj przedewszystkiem musielibyście z sobą obcować.
— Zdaje mi się, że moje towarzystwo Ben Nil powinien uważać za zaszczyt. Jeżeli sobie jednak