życzysz, abym z nim na ten temat pomówił, pójdę do niego, a potem doniosę ci, że jest uszczęśliwiony moją propozycyą.
Poszedł, a ja chętnie byłbym podsłuchał tę rozmowę. Między nimi obydwoma rozwinął się oryginalny stosunek. Polubili się wzajem, a mimoto awanturowali się od rana do nocy. Poza swymi błędami miał Selim wcale dużo zalet i we wszystkich zleceniach, gdzie nie potrzeba było odwagi, okazywał się sługą godnym zaufania. Chorobliwą manię uchodzenia za bohatera można mu było wybaczyć. Ben Nil zajął mnie bardzo. Był to młodzieniec poważny i cichy, a pomimo młodych lat miał takie zapatrywania, jakichby się nie powstydził niejeden stary. Bystrość jego zasługiwała na podziw, a energia, którą dotychczas mógł co prawda tylko w zwykłych sprawach okazać, pozwalała spodziewać się, że w razie potrzeby stać go będzie na bardzo wiele odwagi.
Ilekroć ci dwaj ludzie zderzyli się z sobą, patrzyliśmy jak na jakieś wesołe widowisko, a sceny podobne wprowadzały pożądaną odmianę w niemiłą często monotonię podróży. Z tego właśnie powodu byłem gotów zatrzymać Selima przy sobie. Wiedziałem, że będzie to dość kosztowna przyjemność, ale ostatecznie środki pieniężne, potrzebne na jej pokrycie, jakoś może zdobyć potrafię.
Przerwałem rozmyślania, gdyż zobaczyłem porucznika, wychodzącego z chaty. Szech wyszedł także i popędził ku rzece. Porucznik zbliżył się do mnie, wyjął cybuch z torby przytroczonej do siodła na wielbłądzie, nałożył fajkę i usiadł przy mnie, a ja podałem mu ogień.
— Masz doskonałego wielbłąda — zacząłem. — Zapewne to rozkosz nielada przelatywać pustynię na grzbiecie takiego zwierzęcia.
— Poznasz tę rozkosz — odrzekł, — gdyż ten wielbłąd właśnie dla ciebie przeznaczony.
— Rzeczywiście? Skąd przyszło emirowi na myśl, aby mi wielbłąda posyłać.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/339
Ta strona została przepisana.